Delikatnie i po cichu otworzyłem drzwi do pokoju i usiadłem na brzegu łóżka zaczynając powoli grać na gitarze. Zaspana otworzyła oczy i zmarszczyła brwi, gdy uświadomiła sobie całą sytuację. Zanim zaczęła mnie wyrzucać, zaśpiewałem jej piosenkę polską, której nauczyły mnie dziewczyny.
-"...Czy mi to kiedyś wybaczysz? Działałem tak nieporadnie. Czy to dla ciebie coś znaczy, że kocham cię jak Irlandię? A ty się temu nie dziwisz, wiesz dobrze co byłoby dalej. Jakbyśmy byli sz....sz..." Cholera! - wkurzyłem się, kiedy po raz kolejny miałem problem z wymówieniem tego słowa.
-"... szczęśliwi, gdybym nie kochał cię wcale." - dokończyła za mnie z delikatnym uśmiechem, patrząc mi w oczy. -Chciałam ci zaśpiewać to samo, ale mnie ubiegłeś. A poza tym nie wiem, czy twoje uszy by to przeżyły.
Uśmiechnąłem się szczęśliwy i odłożywszy na bok gitarę, posadziłem ją sobie na kolanach i mocno przytuliłem. Wtuliła się we mnie, wplatając palce w moje włosy. Nareszcie po wszystkim. Po tej całej okropnej kłótni. Od razu poczułem się lżej na sercu.
-Przepraszam, Niall. On dla mnie nic nie znaczy, liczysz się tylko ty. - lekko odlepiła się ode mnie i popatrzyła na mnie.
-Ja też cię przepraszam. Wrócisz do mnie? - zapytałem, na co wystarczającą jej odpowiedzią było złączenie naszych ust w delikatnym pocałunku. Nareszcie wszystko jest po staremu.
*Oczami Patrycji*
-Domi, idź ich obudź. Jest już dziewiąta, a my same sobie nie poradzimy. Ktoś musi przecież ubrać choinkę. - nakazałam przyjaciółce, denerwując się coraz bardziej.
-To oni jeszcze śpią? - zapytała zdziwiona.
-Tylko Niall wstał, bo wiesz, co miał zrobić. - uśmiechnęłam się znacząco. Ze schodów zeszli w tym czasie Harry i Louis.
H: -Hej, dziewczyny! Co na śniadanie?
- usiedli przy stole i patrzyli na nas wyczekując czegoś do jedzenia. W mgnieniu oka przysiedli się do nich Niall i Paula. Ja i Dominika niedowierzająco uniosłyśmy brwi odrywając się na moment od robienia ciast, by spojrzeć na bandę głodomorów.
D: -Co na śniadanie?! Wy mówicie o śniadaniu, kiedy my mamy pełne ręce roboty? Ludzie, hello! Dzisiaj Wigilia! - pomachała ręką. -A śniadania nie ma. Albo zrobicie sobie coś sami, albo jecie na mieście. Ewentualnie możecie jeszcze głodować lub pójść żebrać do sąsiadów.
Lou: -No to w czym mamy wam pomóc?
Pat: -Ubierzcie choinkę. - zaproponowałam, a chłopcy tylko popatrzyli po sobie z nieciekawymi minami.
N: -Tylko że jest jeden problem. Nie mamy choinki ani bombek.
P: -Ale przecież mówiliście, że wszystko macie.
H: -Mieliśmy, ale wczoraj sprawdziliśmy i tak jakby... trochę nie nadają się do użytku.
D: -Jak to "nie nadają się do użytku"?! - widziałam, jak moją przyjaciółkę zjadają złość i stres, tak jak mnie. W końcu to nasze pierwsze święta, które przygotowujemy same, pierwsze tutaj z chłopakami i chcemy, żeby wszystko wypadło jak najlepiej, ale jak dotąd same problemy. I teraz jeszcze oni wyjeżdżają nam z tym, że nie ma choinki ani dekoracji. Wolę nie wiedzieć, co oni robili, że teraz nie można ich użyć ponownie.
H: -Po prostu. - wzruszyli ramionami, na co nam opadły ręce. Już miałyśmy się na nich porządnie wnerwić, ale szybko wtrącił się Louis.
Lou: -Dziewczyny, bez nerwów, nie martwcie się. - powiedział ostrożnie jakby mówił do lwa, który mógłby go pogryźć. Chociaż... myślę, że jeśli jeszcze by zawalili, to bez wahania byśmy się na nich rzuciły. -Pojedziemy po choinkę, wszystkie ozdoby i co tylko chcecie, tylko się na nas nie złośćcie, ok?
- zrobił tą minę, na widok której miękło mi serce i pragnęłam w tamtej chwili wpaść mu w ramiona i wycałować, ale musiałam chociaż udawać wkurzoną, mimo tego że cała złość odpłynęła ze mnie momentalnie.
Pat: -Kupcie jeszcze karpia. - bąknęłam po chwili wracając do gniecenia ciasta z Dominiką. Spojrzała na mnie dyskretnie i obie wiedziałyśmy, że czujemy to samo, za wszelką cenę starając się powstrzymać uśmiech. Chłopaki szybko ubrali się i wybiegli z domu. Podeszła do nas Paulina robiąc sobie kanapkę.
P: -Pogodziłam się z Niallem. - uśmiechnęła się.
D: -To wspaniale. - odparła jak gdyby nigdy nic, nawet na nią nie patrząc.
P: -Zaśpiewał mi tą samą piosenkę, którą wy radziłyście mi, żebym zaśpiewała jemu.
Pat: -Naprawdę? Cóż za zbieg okoliczności, prawda, Do?
D: -Niesamowite. - pokręciła niedowierzająco głową. Z wielkim trudem powstrzymałyśmy się, żeby nie wybuchnąć śmiechem w tym przedstawieniu, ale wtedy wydałoby się, że to my pomogłyśmy im się pogodzić.
P: -Dziewczyny, czy wy przypadkiem nie maczałyście w tym palców? - podejrzliwie zmrużyła oczy.
Pat: -My? Pfff... Skąd ci to przyszło do głowy? - prychnęłam przygryzając wargę, aby się nie roześmiać.
D: -Lewandowska, skocz po blachę, muszę upiec ciasto. - nakazała przyjaciółce, żeby ją czymś zająć, po czym udawała, że rękawem wyciera pot z czoła, kiedy tak naprawdę zasłaniała się, by nie było widać, jak się bezgłośnie śmieje.
***
Chłopaki wrócili z zakupów, przyprowadzając ze sobą Lanielle i Zerrie. Przy dodatkowej pomocy wszystkie potrawy na kolację wyszły pyszne, co zdecydowanie poprawiło nasze humory.
Li: -Dziewczyny, choinka ubrana. Chodźcie zobaczyć! - zawołał nas wesoło Daddy. Niepewnie po sobie popatrzyłyśmy.
Dan: -Która idzie? - zapytała z nadzieją, że nie wypadnie na nią.
Pezz: -Ja jestem po wypadku, nie mogę się denerwować. - uniosła ręce w obronnym geście.
Dan: -Liam jest moim mężem, to chyba jest wystarczający powód. - wymigiwała się Danielle.
P: -Ja dopiero dzisiaj rano pogodziłam się z Horanem. Nie mogę ryzykować kolejnej kłótni.
Ja i Domi myślałyśmy nad argumentami, ale żadna z nas nie mogła nic pierwsza wymyślić. Popatrzyłyśmy na siebie, kiedy reszta patrzyła na nas dwie prawie błagająco.
D: -Dobra, pójdzie ta, którą chłopak zawoła. - zaproponowała mi przyjaciółka.
Lou: -Patryśka, chodź, zobacz jak się postaraliśmy! - krzyknął Tomlinson. To nie był normalny wesoły ton, w nim był zawarty jakiś "szatański pomysł". Dziewczyny jęknęły współczująco, kładąc dłonie na moich ramionach i łapiąc mnie pocieszająco za ręce, gdy zaśmiałam się smutno, opierając czoło o szafkę nad blatem i zamykając bezsilnie oczy. Po kilku sekundach wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech.
Pat: -Zaparzcie mi na wszelki wypadek jakieś zioła, melisę, rumianek.... cokolwiek. - rzuciłam przez ramię idąc powoli do salonu, jakbym szła na wojnę.
Z: -No i jak? Podoba ci się?
- zapytał zadowolony z siebie Zayn, kiedy stanęłam przed nimi jak wryta. Cała Święta Piątka była z siebie mega zadowolona. Sama nie wiedziałam, czy powinnam się śmiać, czy płakać. Pokiwałam głową z politowaniem, po czym wybuchłam śmiechem, pukając się w czoło i obrałam drogę powrotną do przyjaciółek.
Lou: -Może jakieś "Dziękuję" albo "Dobra robota, chłopaki" lub chociaż "Ładnie wyglądasz, kochanie"? - dopominał się, ale nie mogłam tego skomentować przez śmiech. Wróciłam do kuchni, oparłam się o blat i schowałam twarz w dłoniach, nadal się śmiejąc. Paulina i Danielle od razu pognały na "miejsce zbrodni", kiedy tylko mnie zobaczyły.
D: -Co zrobili? - po jej minie było widać, że nie jest pewna, czy chce znać odpowiedź.
Pat: -Sama zobacz. - w drzwiach minęła się z roześmianym Malikiem, który podszedł do Perrie i objął ją ramieniem. Blondynka założyła ręce na piersiach i zmroziła go wzrokiem.
D: -No debile! Skończeni idioci! - usłyszeliśmy z salonu wściekłą Dominikę i śmiech chłopaków w odpowiedzi.
Pezz: -Co zrobiliście? - zapytała groźnie.
Z: -Dlaczego od razu nas posądzasz, że coś zrobiliśmy?
Pezz: -Malik. - syknęła ostrzegawczo. -Mów, co nawyrabialiście?
Z: -My? Nic. - wzruszył ramionami uśmiechnięty od ucha do ucha.
Pezz: -Nie denerwuj mnie. Gadaj.
Z: -Przebraliśmy Tomlinsona za choinkę. - odparł dumny.
Pezz: -Ja to chyba jednak za ciebie nie wyjdę. - zagroziła po chwili, wzdychając głęboko.
Z: -Dlaczego? Patrycji się podobało. - spojrzał na mnie w poszukiwaniu wsparcia.
Pezz: -Nie podobało jej się, tylko się z was śmiała, głupki.
- przegoniła go ścierką z kuchni. W biegu dołączył do chłopaków wybiegających ze śmiechem z domu. Po chwili ukazała mi się goniąca ich Danielle ze szczotką do zamiatania w ręku.
Dan: -I żebyście mi nie wracali z takimi pomysłami! A z tobą, Payne, to ja się policzę w domu! Wcale nie powinieneś nazywać się ojcem zespołu. Zachowujesz się jak dziecko! - krzyknęła jeszcze, ale widziałam ich przez okno, jak już stali na chodniku i zanosili się śmiechem. Paula, Domi i Dan wróciły do nas do kuchni.
P: -Boże, z kim my żyjemy. - złapała się za głowę Lewandowska. Ja jednak nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, ale po chwili reszta wymiękła i dołączyła do mnie.
Pezz: -Z naszymi kochanymi palantami, Paula. Naszymi, na nasze nieszczęście. - podkreśliła rozbawiona.
***
Po kolacji siedzieliśmy w salonie przy świetle choinki, którą jednak ubrali chłopcy i śpiewaliśmy kolędy.
-Liam, wszystko przygotowane? - dyskretnie szepnęłam chłopakowi.
-Tak, zaraz go wniesiemy. Jak tylko wyjdzie. Wszyscy są gotowi? - ogarnął wzrokiem naszych przyjaciół, którzy niemal niezauważalnie skinęli głowami w naszą stronę z podstępnymi uśmiechami.
-Daddy Directioner. - uścisnęłam jego rękę z taka samą miną, jakbyśmy knuli jakiś niecny plan, po czym lekko mnie przytulił.
-Mummy Directioner, zaczynaj akcję.
-Huh, jakoś gorąco się tu zrobiło... - oparłam się rekami o kanapę.
-Och, przepraszam. Już wychodzę. - Zayn teatralnie poprawił swoje włosy, kiedy wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem na jego, tradycyjny już, żart, a siedząca obok niego Perrie dla żartu trąciła go lekko łokciem.
-To kto się ze mną przejdzie? - popatrzyłam wyczekująco na grupkę, która zgodnie z planem się nie wyrywała. -Dobra, nie to nie. Louis, idziesz? - kilkakrotnie zamrugałam oczami robiąc słodką minę i patrząc na niego prosząco.
-Czemu nie. - wstał, ubraliśmy się i wyszliśmy na schody. Przeszliśmy kilka kroków i zatrzymałam się, przeszukując kieszenie kurtki.
-Cholera. - bąknęłam pod nosem, kiedy nie znalazłam pożądanego przedmiotu.
-Coś się stało? - zapytał skonsternowany.
-Zapomniałam... komórki. Muszę się chyba wrócić do domu. - wskazałam kciukiem za siebie na drzwi.
-Nie przemęczaj tej nogi, dosyć się dzisiaj nastałaś. Może ja pój...
-Nie! - krzyknęłam zbyt emocjonalnie niż bym chciała, żeby to zabrzmiało, na co zmarszczył brwi, zdziwiony moim małym wybuchem. -Nie, bo wiesz, muszę....um....skoczyć jeszcze do toalety. Poczekaj tu na mnie. - powtórzyłam już spokojniej, po czym wróciłam do domu. Momentalnie przede mną stanęli zestresowani przyjaciele, zasłaniając wszelki widok, przez co cicho pisnęłam i lekko podskoczyłam, przestraszona ich nagłą obecnością.
-A, to ty. Już myśleliśmy, że to on. Jezu, nie strasz nas tak. - Harry z ulgą położył rękę na sercu i powrócił do dekorowania salonu z resztą.
-Okej, nie sraj żarem, bo się skończy pożarem. - zażartowałam wchodząc po schodach, w wyniku czego znowu wszyscy zaczęli się śmiać.
-Mogłem ci powiedzieć to samo rano, kiedy się wściekałaś.
- odgryzł się. Nie odezwałam się już, tylko rozbawiona pogroziłam mu palcem i poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafki nocnej małe pudełeczko, które włożyłam do kieszeni kurtki, wracając do Lou.
-Jejku, ślicznie to wygląda. I choinkę też pięknie ubraliście. Postaraliście się, dobra robota, chłopaki. - stanęłam obok niego, kiedy z podziwem przyglądaliśmy się świecącemu kolorowymi światełkami domowi.
-Dzięki. Wam też jedzenie wyszło pyszne. - uśmiechnął się i wziął mnie za rękę, prowadząc w lewą stronę. Momentalnie pociągnęłam go w drugą.
-Nie, idziemy w prawo.
-Czemu?
-....Bo tam są ładniejsze widoki.
-Patryśka, co ty kombinujesz? - uniósł jedną brew przypatrując mi się uważnie z góry.
-Ja? Nic. - prychnęłam. Szliśmy odgarniętymi ze śniegu ścieżkami. Było ciemno, świeciły lampy uliczne i dodatkowo zawieszone na nich i na drzewach czy domach światełka, co tworzyło niepowtarzalny klimat świąteczny. Oprócz nas nie było tam żywej duszy. Doszliśmy do pewnego miejsca, gdzie rano zostawiłam jedną rzecz. Dookoła nas był tylko skrzący się pięknie śnieg i zamarznięty staw. -Potrzymaj. - dałam mu do rąk dosyć spory walec.
-Co to jest?
-Lampion. - wyjęłam z kieszeni zapalniczkę.
-Skąd masz zapalniczkę? - po raz kolejny zmarszczył brwi zaskoczony.
-Od Zayna. - odparłam, skupiając się na zapaleniu sznureczka.
-Pożyczył ci zapalniczkę? - zapytał wyraźnie zdziwiony.
-Nie. Zabrałam mu ją, żeby nie miał czym odpalić fajki. - schowałam przedmiot z powrotem do kurtki i szczerząc się głupkowato spojrzałam na rozbawionego chłopaka.
-Ej, dobry pomysł. To taka jakby akcja profilaktyczna. Ale go załatwiłaś. My też zabraliśmy mu wszystkie paczki. - wystawił dłoń i przybiłam z nim piątkę.
-A wiesz jakie papierosy pali Malik? - uniosłam jedną brew i lekko przekrzywiłam głowę w bok.
-LM? - zrobił taką minę jak ja, przez co wyglądał bardzo zabawnie i roześmieliśmy się oboje.
-To nie fair, znałeś to. - założyłam ręce na piersiach.
-Harry sprzedał ci jednego ze swoich lepszych sucharów? - zażartował i znowu zaczęliśmy się śmiać.
-Puść do góry ten lampion i pomyśl życzenie. Podobno się spełniają. Wesołych Świąt, kochanie. - cmoknęłam go w policzek.
-Dziękuję, skarbie. Ja też coś dla ciebie mam, ale to później. - uśmiechnął się, zamknął na chwilę oczy i wypuścił w górę lampion, który wzniósł się wysoko i pięknie świecił na niebie obok gwiazd. -Ale zanim dostaniesz swój prezent, zrób coś dla mnie.
-No... dobra. - niepewnie skinęłam głową. Uśmiechnął się zadowolony, wyciągnął z kieszeni komórkę, wybrał numer i przyłożył ją do ucha czekając na sygnał. -Louis, co ty...
-Cssiii... - przyłożył palec wskazujący do ust, kiedy uśmiech cały czas nie schodził mu z twarzy, a ja zmarszczyłam brwi, nic z tego nie rozumiejąc. -Wesołych Świąt, Charlotte. - przywitał się po chwili z osobą po drugiej stronie. Co on chce zrobić? Mam nadzieję, że nie to, o czym myślę... -....Lottie, ja ci nie wypominam wieku, więc ty też mogłabyś mi tego oszczędzić. - zażartował. -Miło, że pamiętaliście. Podziękuj ode mnie mamie i dziewczynkom. ....Siostrzyczko, był u ciebie Mikołaj? ... Ale z czego się śmiejesz? .... Oj, no dobra, wiem, że jesteś już za duża, żeby wierzyć w Mikołaja, ale chyba pozwolisz swojemu ukochanemu braciszkowi sprawić ci mały prezent? ... Ja też za wami strasznie tęsknię, ale już jutro się zobaczymy, a to za niecałą dobę. ... Też was kocham. ... Lottie, ktoś chce z tobą porozmawiać.
- cały czas miał wzrok utkwiony we mnie, aż w końcu wyciągnął w moją stronę telefon. O, nie. Pokręciłam przecząco głową, odsuwając się krok do tyłu i dając mu znak rękami, że nie wiem, co powiedzieć. On jednak nie ustępował i wcisnął mi komórkę w dłoń. Zgromiłam go wzrokiem, co go ucieszyło jeszcze bardziej. Poznałam to po jego szerokim uśmiechu zwycięstwa. Niepewnie przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Umm... Cześć, Charlotte. - odezwałam się powoli i cicho, patrząc z nadzieją na chłopaka w oczekiwaniu od niego jakiejkolwiek pomocy.
-...Patrycja? - usłyszałam miły, ale zdziwiony ton dziewczyny.
-Tak, to ja. Wesołych Świąt.
-Dziękuję i nawzajem. Przyjedziesz do nas jutro razem z Louisem? - otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale zastanowiłam się nad odpowiedzią. Ustaliliśmy, że pojedziemy oboje, ale czy oni tego chcą? -Bardzo chciałabym poznać cię osobiście. Proszę, przyjedźcie we dwoje.
-Ja też bardzo chcę poznać waszą rodzinę. Dobrze, przyjadę. - uśmiech wkradł się na moją twarz, kiedy usłyszałam od niej takie słowa. Szczerze mówiąc zupełnie się tego nie spodziewałam. -Louis dużo mi o was opowiadał.
-Serio? A ja myślałam, że nawet o nas nie wspomniał.
-Serio. Czasami nie potrafił się zamknąć. - uśmiechnęłam się zadziornie do chłopaka, który zrobił niedowierzającą minę próbując się wybronić z tego "niesprawiedliwego" oskarżenia.
-Och, czyli ty też doświadczyłaś jego gadulstwa. Nam też potrafi godzinami o tobie opowiadać.
-To pewnie nagadał wam jakichś głupot. - chłopak otworzył usta, oburzony moimi głośnymi myślami.
-Jeżeli jesteś faktycznie tak piękna, co stwierdzę jutro, i tak zabawna, o czym przekonałam się dzisiaj, to on widocznie powiedział prawdę, a ja już cię uwielbiam. - och, czyli ta rozbrajająca szczerość to u nich cecha rodzinna.
-Jeśli chodzi o urodę to mu nie wierz, kłamie jak z nut. Musimy go tego oduczyć. - uśmiechnęłam się wymownie do niego.
-Nieprawda! Żeby moja własna dziewczyna i siostra knuły spisek przeciwko mnie?! - wtrącił się oburzony wyciągając rękę po komórkę.
-Cicho, ja tu teraz z nią rozmawiam, nie wtrącaj się. - odtrąciłam lekko jego dłoń.
-Brawo, Patrycja! A ty, zamknij się braciszku. Usłyszał? Jeśli nie, to powiedz mu, żeby się przymknął.
-Masz się przymknąć. Twoja mądra siostra tak powiedziała. - zwróciłam się do niego zadowolona z poparcia dziewczyny.
-Obie możecie pożegnać się z prezentami na Gwiazdkę. - zagroził, niby obrażony.
-Co on tam marudzi? Powiedz mu, żeby się wypchał tymi swoimi prezentami.
-Dobra, dajmy mu już spokój, bo się biedaczek obraził na nas. - pogłaskałam go lekko po głowie z niewinną miną, ale prychnął i odsunął się ode mnie. Dziewczyna zachichotała.
-Powiedz mu jeszcze, że i tak go kocham. Dobrze, że on ma się z kim teraz droczyć i pogadać. Fajna z was para. Polubiłam cię, Patrycja.
-Umm...dzięki. Miło to słyszeć. Cieszę się, że mogłam z tobą pogadać. Do jutra. - uśmiechnęłam się do samej siebie, delikatnie się rumieniąc. Chłopak też usłyszał, co powiedziała jego siostra i także był bardzo zadowolony.
-Pa, do jutra. - pożegnała się dziewczyna i rozłączyła.
-Fajną masz siostrę. - podałam mu komórkę, którą schował.
-Dzięki. To u nas rodzinne. - odparł "skromnie".
Wiesz co? Może jednak dostaniesz ten prezent od Mikołaja.
- wyjął z kieszeni marynarki małe, złote serduszko, przypiął je obok kolejnych do mojej bransoletki, którą zresztą dostałam od niego na urodziny. -Kolejna data : nasze pierwsze wspólne święta. Dziękuję, kotku, że ze mną jesteś. - objął moją twarz dłońmi i cmoknął mnie w czoło, po czym objął moją talię i przyciągnął do siebie w uścisku.
-Dziękuję, Lou. Mam dla ciebie coś jeszcze. - lekko wykręciłam się z jego ciasnego uścisku, by mieć swobodniejszy dostęp do kieszeni. Wyciągnęłam złoty, delikatny łańcuszek z małym, uroczym kluczykiem i podałam mu do go ręki. -To kluczyk do mojego serca. - wyjaśniłam, kiedy zmarszczył brwi. -Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Louis.
-To bardzo urocze. Jejku, dziękuję. To naprawdę piękny prezent.
- odparł po chwili ciszy, drapiąc się speszony po karku. Wyglądał tak słodko, kiedy się rumienił. Tylko nie wiem, co było tego powodem - mróz czy zawstydzenie. To naprawdę rzadki widok zawstydzonego Tomlinsona. -Nie przypuszczałem, że pamiętasz o moich urodzinach przez to całe świąteczne zamieszanie.
-No wiesz co?! - obruszyłam się. -Jak mogłam o tym zapomnieć, Lou? Ty o moich pamiętałeś. A teraz wracajmy do domu, ktoś tam na ciebie czeka.
-Patryśka, co ty znowu kombinujesz? - zmrużył oczy, przypatrując mi się uważnie. Przewróciłam oczami ciągnąc go za sobą.
-Och, po prostu pozwól mi zrobić ci małą niespodziankę.
-Ale ty jesteś uparta. - pokręcił głową z uśmiechem poddania się. Mrugnęłam do niego jednym okiem.
-Tak, ale tobie to się podoba.
Wróciliśmy do domu i od progu wyskoczyli nasi przyjaciele krzycząc "Wszystkiego najlepszego, Tommo!". Kiedy już wszyscy rzucili się na niego z uściskami i życzeniami, Danielle przyniosła tort, który rano upiekłyśmy, a chłopaki odsłonili posąg ogromnego gołębia.
-Co to ma być? - wypalił jubilat, chyba nie dowierzając w to co widzi.
-To był jej pomysł! - krzyknął Niall wskazując na mnie, a chłopaki mu przytaknęli.
-Nieprawda! - zaoponowałam.
-To był pomysł chłopaków. - zgodnie z prawdą powiedziała Dani. Louis popatrzył najpierw na gołębia, a potem na nas wszystkich z poważną miną, po czym wstał i z szerokim uśmiechem zebrał nas wszystkich w grupowym uścisku, co oznaczało, że chyba mu się spodobał prezent od nas.
-Kevin wrócił! Big Tomlinson's hug!
Ciąg dalszy nastąpi....
Piosenka do rozdziału:
Better than words
But more than a feeling
Crazy in love
Dancing on the ceiling
Liam:
Everytime we touch
I'm all shook up
You make me wanna
How deep is your love?
God only knows, baby
All:
Oh, I don't know how else to sum it up
'Cause words ain't good enough
Oh, There's no way I can explain your love, no
I, oh, I don't know how else to sum it up
'Cause words ain't good enough
Oh, I can't explain your love, no
Harry:
It's better than words, better than words
Louis:
Better than words
You drive me crazy
Someone like you
Always be my baby
Niall:
Best I've ever had
Hips don't lie
You make me wanna
One more night
Irreplaceable,
(Yeah)
Crazy, we're crazy
All:
I, oh, I don't know how else to sum it up
'Cause words ain't good enough
Oh, There's no way I can explain your love (There's no way I can explain your love), no
I, oh, I don't know how else to sum it up
'Cause words ain't good enough
Oh, I can't explain your love, no
Louis:
Everyone tries
Harry:
They try
Louis:
To see what it feels like
Harry:
Feels like
Louis:
But they'll never be right
'Cause it's better (It's better)
Harry and Louis: It's better
Liam:
One more time
Better than words
Harry:
Yeah
All:
I, oh, I don't know how else to sum it up (I don't know)
'Cause words ain't good enough
Oh, There’s no way I can explain your love, no
I, oh, I don't know how else to sum it up (To sum it up)
'Cause words ain't good enough, oh (The words ain't good enough)
I can’t explain your love, no
It's better than words
It's better than words
It's better than words
Harry:
Lepsze niż słowa
Ale więcej niż uczucie
Szalenie zakochany
Tańczenie na suficie
Liam:
Za każdym razem kiedy się dotykamy
Jestem cały wstrząśnięty
Sprawiasz, że chcę
Jak głęboka jest twoja miłość?
Tylko Bóg to wie, kochanie
Wszyscy:
Och, nie wiem jak inaczej to podsumować
Bo słowa nie są wystarczająco dobre
Nie ma sposobu, by wytłumaczyć twoją miłość, nie
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować
Bo słowa nie są za dobre
Nie potrafię wytłumaczyć twojej miłości, nie
Harry
To jest lepsze niż słowa, lepsze niż słowa
Louis:
Lepsze niż słowa
Doprowadzasz mnie do szaleństwa
Ktoś taki jak ty
Zawsze będzie moim skarbem
Niall:
Najlepszym, kogo kiedykolwiek miałem
Biodra nie kłamią
Sprawiasz, że chcę
Jeszcze jedna noc
Niezastąpiona, tak
Szaleni, jesteśmy szaleni
Wszyscy:
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować
Bo słowa nie są wystarczająco dobre
Nie ma sposobu, by wytłumaczyć twoją miłość (nie ma sposobu, by wytłumaczyć twoją miłość), nie
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować
Bo słowa nie są wystarczająco dobre
Oh, nie potrafię wytłumaczyć twojej miłości, nie
Louis:
Wszyscy próbują
Harry:
Próbują
Louis:
Żeby zobaczyć jak to jest
Harry:
Jak to jest
Louis:
Ale oni nigdy nie będą pewni
Bo to jest lepsze (to jest lepsze)
Harry i Louis: To jest lepsze
Liam:
Jeszcze raz...
Lepsze niż słowa... (Tak)
Wszyscy:
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować (nie wiem)
Bo słowa nie są wystarczająco dobre
Oh, nie ma sposobu, by wytłumaczyć Twoją miłość, nie
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować (to podsumować)
Bo słowa nie są wystarczająco dobre, oh (bo słowa nie są wystarczająco dobre)
Nie potrafię wytłumaczyć Twojej miłości, nie
To jest lepsze niż słowa
To jest lepsze niż słowa
To jest lepsze niż słowa
Lepsze niż słowa
Ale więcej niż uczucie
Szalenie zakochany
Tańczenie na suficie
Liam:
Za każdym razem kiedy się dotykamy
Jestem cały wstrząśnięty
Sprawiasz, że chcę
Jak głęboka jest twoja miłość?
Tylko Bóg to wie, kochanie
Wszyscy:
Och, nie wiem jak inaczej to podsumować
Bo słowa nie są wystarczająco dobre
Nie ma sposobu, by wytłumaczyć twoją miłość, nie
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować
Bo słowa nie są za dobre
Nie potrafię wytłumaczyć twojej miłości, nie
Harry
To jest lepsze niż słowa, lepsze niż słowa
Louis:
Lepsze niż słowa
Doprowadzasz mnie do szaleństwa
Ktoś taki jak ty
Zawsze będzie moim skarbem
Niall:
Najlepszym, kogo kiedykolwiek miałem
Biodra nie kłamią
Sprawiasz, że chcę
Jeszcze jedna noc
Niezastąpiona, tak
Szaleni, jesteśmy szaleni
Wszyscy:
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować
Bo słowa nie są wystarczająco dobre
Nie ma sposobu, by wytłumaczyć twoją miłość (nie ma sposobu, by wytłumaczyć twoją miłość), nie
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować
Bo słowa nie są wystarczająco dobre
Oh, nie potrafię wytłumaczyć twojej miłości, nie
Louis:
Wszyscy próbują
Harry:
Próbują
Louis:
Żeby zobaczyć jak to jest
Harry:
Jak to jest
Louis:
Ale oni nigdy nie będą pewni
Bo to jest lepsze (to jest lepsze)
Harry i Louis: To jest lepsze
Liam:
Jeszcze raz...
Lepsze niż słowa... (Tak)
Wszyscy:
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować (nie wiem)
Bo słowa nie są wystarczająco dobre
Oh, nie ma sposobu, by wytłumaczyć Twoją miłość, nie
Oh, nie wiem jak inaczej to podsumować (to podsumować)
Bo słowa nie są wystarczająco dobre, oh (bo słowa nie są wystarczająco dobre)
Nie potrafię wytłumaczyć Twojej miłości, nie
To jest lepsze niż słowa
To jest lepsze niż słowa
To jest lepsze niż słowa
Ojej, troszkę się stęskniłam za dodawaniem rozdziałów. Wiem, ze straaasznie długo nie było rozdziału, ale pewnie i tak nie chcecie czytać moich tłumaczeń, więc mam nadzieję, ze wynagrodziłam Wam to czekanie takim długawym rozdziałem. No to żebyście mi wybaczyli dodam, że 2 część będzie.... bardzo ciekawa i myślę, że lubicie akurat TAKIE rozdziały :D I postaram się go oczywiście dodać wcześniej niż ten. No to nie będę już dłużej gadać (tak, gadać.. ja mądra.... nie zwracajcie uwagi na moją z lekka niedorozwiniętą inteligencję :D), tylko powiem czekajcie, komentujcie i teraz ciekawostki :)
Harry:
Uważa, że modelki wcale nie są takie ładne.
Najbardziej na świecie kocha swoją mamę.
Liam:
Podczas podróży chłopaki bardzo dużo czytają.
Liam śpi zupełnie nagi.
Niall:
Sądzi, że kichanie dziewczyn jest słodkie.
Zawsze gdy widzi, że ktoś płacze, sam też zaczyna płakać, dlatego nienawidzi płaczących fanów.
Zayn:
Zayn nie chce poślubić modelki, woli normalne dziewczyny albo jakąś fankę. <ew. Perrie :D>
Zayn: Jestem największym zazdrośnikiem
na świecie! Kiedy jestem ze swoją dziewczyną, zawsze ją całuję, więc
wszyscy wiedzą, że jest moja.
Louis:
Gdyby Louis był dziewczyną, w dzień umawiałby się z Zaynem, a w nocy z Harry'm. <och, bez wątpienia byłoby to ciekawe :D>
Louis: Moi rodzice mówili mi, że jestem idealny, ale potem spotkali resztę chłopaków.
Mrs. Carrot
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Bardzo Was proszę :)