niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 58

*Oczami Louisa*                                                                                        25.12.2014r.


Obudziłem się i nie otwierając oczu przypomniałem sobie wydarzenia dnia wczorajszego i nocy. Mimowolnie się uśmiechnąłem i przekręciłem na bok, dotykając ręką pościeli. Tylko pościeli. Otworzyłem oczy i uniosłem się na łokciu. Nie było jej. Spodziewałem się, że będzie grzecznie spała obok mnie, ale jak zwykle zrobiła mi niespodziankę. W tej samej chwili drzwi się otworzyły i weszła do pokoju Patrycja z tacą w rękach, zamykając za sobą drzwi nogą. Całą uwagę skupiała na tym, żeby coś z tacy nie wylądowało na podłodze. Opadłem beztrosko na poduszkę, uśmiechając się pod nosem na widok tak sielankowego obrazka. Postawiła tacę na stoliku i dopiero wtedy podniosła na mnie wzrok.

-Dzień dobry, panie Tomlinson. - przywitała mnie promiennym uśmiechem, na co odpowiedziałem tym samym. Przysiadła na skraju łóżka.

-Dzień dobry, panno Michalska. Gdzie się podziewałaś? Obudziłem się, a ciebie nie było.

-Wstałam i poszłam zrobić śniadanie. Nie chciałam cię budzić. Wyspałeś się?

-Ciężko było się wyspać po tych naszych nocnych szaleństwach. - przyznałem, na co ona spuściła wzrok i zarumieniła się. -Chodź tu do mnie. Zimno mi bez ciebie. - przykryłem się mocniej kołdrą.

-Trzeba wstać, Louis. - zrobiła przepraszającą minę.

-Ale ty jesteś w samej piżamie, a ja tu marznę. Najlepszym rozwiązaniem dla nas oboje byłoby, gdybyś przyszła tu do mnie pod kołderkę.

-Chciałabym, misiu, ale naprawdę musimy już wstać.

-Po co?

-Jedziemy do twojej mamy.

Nakryłem głowę kołdrą i zajęczałem.

-Musimy? - rzuciłem marudnie.

-Obiecałeś im, że pojedziemy.

-Ja nic nie obiecywałem. Ja zostaję w tym cieplutkim łóżeczku i nigdzie się nie ruszam.

-Louie, nie zachowuj się jak dziecko. - odsunęła kołdrę z mojej głowy.

-W święta każdy jest dzieckiem. - spojrzałem na nią błagalnie, a ona nachyliła się do mnie, gładząc mnie po włosach z przepraszającym uśmiechem.

-Tak, kochanie. A w szczególności ty. Proszę cię, nie wygłupiaj się. Nie chcę robić przykrości twojej rodzinie, skoro im obiecaliśmy. Tylko my zostaliśmy w domu, reszta już dawno wyjechała. Proszę cię, bądź dzielnym chłopcem i wstań.

-A dostanę buzi? - zapytałem po chwili. Dziewczyna uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w czoło, po czym wskoczyła obok mnie pod kołdrę i postawiła sobie na kolanach tacę.

-Zjemy śniadanie i się ubieramy, tak?

-No dobra. - przytaknąłem niechętnie. -Zrobiłaś nam śniadanie do łóżka?

-A udałoby mi się zaciągnąć cię na dół do kuchni? - przewróciła oczami.

-Kochana jesteś. - uśmiechnąłem się niewinnie, biorąc filiżankę z aromatyczną, parującą herbatą.
Zjedliśmy, ubraliśmy się, spakowaliśmy kilka rzeczy i wsiedliśmy do auta. Zauważyłem, że Patrysia z każdą chwilą robiła się coraz poważniejsza i nerwowa. Podczas drogi niewiele mówiła, a w pewnej chwili zaklęła, przeszukując gwałtownie swoją torebkę.

-Co się stało?

-Cholera, zapomniałam się umalować! - wyciągnęła kilka kosmetyków, otwierając lusterko pod dachem auta i zaczynając rysować sobie kreskę na powiece. Zawsze śmieszyło mnie to, jak dziewczyny się malują. Wyglądało to naprawdę przezabawnie. Postanowiłem trochę ją rozbawić i uspokoić. Była pusta droga, więc lekko szarpnąłem samochodem na sąsiedni pas, po czym wróciłem na właściwy. -Kurwa! - zerknąłem na nią i zobaczyłem, że ubrudziła się tuszem do rzęs, nie wspominając, że była diabelnie wściekła, co dawało odzwierciedlenie w jej bogatym zasobie słownictwa. -Co ty robisz? Nudzi ci się? Zajmij się lepiej prowadzeniem, bo przez ciebie o mało sobie oka nie wydłubałam!

-Chciałem tylko cię rozśmieszyć i sprawdzić, w jak ekstremalnych warunkach potrafisz się malować.

-No, bardzo śmieszne. Faktycznie...

-OK. - zatrzymałem się na poboczu. -Co jest? - zapytałem już poważnie.

-To, że to był idiotyczny kawał!

-Patrycja, przecież widzę, że coś nie tak. - popatrzyłem jej w oczy, a ona schowała twarz w dłoniach, wzdychając ciężko. Zgasiłem silnik i odpiąłem pas, odwracając się w jej stronę. -Patuś...

-Lou, ja się boję.

-Czego?

-Twojej mamy. A raczej tego, że źle wypadnę, zrobię coś głupiego. Dzisiaj nawet nie zdążyłam się umalować. Jak bym tak się jej pokazała, mogłaby pomyśleć, że o siebie nie dbam. A jeśli zrobiłabym zbyt mocny makijaż, wzięłaby mnie za pustą lalkę Barbie. - spojrzała na mnie zmartwiona. Serio ta cała sytuacja jest o jakiś głupi makijaż? -Jeśli się zestresuję, zrobię coś głupiego, palnę jakąś głupotę...

-Patrysiu... - przyciągnąłem ją do siebie, a ona wtuliła się we mnie. -Nie bój się. Będzie dobrze. - pogładziłem jej włosy i cmoknąłem w czubek głowy. -Proszę cię, nie martw się tym. Wiem, że jest niezbyt pozytywnie do ciebie nastawiona, ale rozmawialiśmy już o tym, prawda? Przecież jesteś moją dziewczyną, nie jej.

-Ale ja się boję, że zrobię coś głupiego. - załkała w mój tors.

-Bądź sobą. I nie martw się tym, co ona o tobie pomyśli. Dla mnie jesteś cudowna taka, jaka jesteś. Nawet z rozmazanym tuszem. - gładziłem miarowo jej plecy, aż się uspokoiła i spojrzała na mnie przepraszająco.

-Przepraszam za ten mój wybuch. Wiem, jestem straszliwą zołzą. - spuściła wzrok na palce. Uśmiechnąłem się lekko i kciukiem uniosłem jej podbródek, aby spojrzała na mnie.

-Proszę cię, nie smuć się w te święta. Chcę, żebyśmy byli szczęśliwi w te dni, dobrze?

-Dobrze. - przytaknęła niepewnie po chwili wahania.

-A teraz umaluj się spokojnie jeśli chcesz, dopiero pojedziemy dalej. I uśmiechnij się. - uniosłem kciukiem kąciki jej ust.

-Dziękuję. - posłała mi delikatny, ale pełen wdzięczności uśmiech.


***


-Louisku, kochanie. - zaczęła mama po skończonej kolacji. Byliśmy tam cały dzień i zdążyłem już dobrze zapoznać moją dziewczynę z rodziną. -Kiedy zaczynacie próby do nowej trasy?

-Dopiero w lutym.

-To co będziesz robił do tego czasu?

-Odpoczywał.

-To świetnie. Więc mam nadzieję, że wpadniesz do nas kiedyś, prawda? - zapytała z uśmiechem. -Ostatnio tak rzadko u nas bywasz.

-Jasne, że przyjedziemy. - uśmiechnąłem się, ale mama spoważniała.

-Ale Patrycja może nie będzie miała czasu... - starała się dać mi wyraźnie do zrozumienia, żebym przyjechał sam. Kolejny raz dzisiaj jej dogryza.

-Zaplanujemy to tak, żeby przyjechać razem. - złapałem dziewczynę za rękę i spojrzałem na nią, po czym przeniosłem wzrok na niezbyt zadowoloną mamę.

-No właśnie. - wtrąciła się na szczęście babcia. -To prawda, Patrysiu, że jesteś tancerką? - uśmiechnęła się życzliwie.

-Tak, to prawda. - odparła nieśmiało dziewczyna.

-Zapewne niewielkie są z tego pieniądze. Eleanor jako modelka zarabia dużo więcej. - znowu docięła mama, a we mnie aż się zagotowało.

-Mamo... - popatrzyłem na nią wymownie, zresztą jak babcia, dziadek, tata i Dan. Lottie tylko przewróciła oczami.

-Do tego trzeba wyglądać jak modelka. Ja nie zostałam obdarzona taką figurą. Zresztą nigdy nie kręcił mnie ten zawód. - Pati próbowała się ratować, obracając to w żart.

-Cóż... trudno. - podsumowała twardo mama. -Studiujesz? Czy może masz zamiar wybrać się na jakieś studia?

-Za rok chciałabym iść na dziennikarstwo.

-Dopiero za rok? A co do tego czasu chcesz robić?

-Mam dużo turniejów, treningów, nie dałabym rady tego wszystkiego pogodzić.

-Eleanor pracuje i studiuje jednocześnie i jakoś daje radę...

-Mamo! - przerwałem jej, ale dziewczyna złapała mnie za rękę i zdobyła się na odwagę, żeby spokojnie się przeciwstawić.

-A ma pani pewność, że ona i pracuje, i studiuje? Nawet wścibscy i wszystkowidzący paparazzi spotykali ją tylko wtedy, kiedy ledwo wychodziła z imprez. Nigdy pod żadną uczelnią ani na wybiegu czy w gazecie. - odważnie odparła, po czym wzięła głęboki  wdech i popatrzyła na pozostałych z lekkim, przepraszającym uśmiechem, wstając od stołu. -Dziękuję za pyszną kolację. Przepraszam, pójdę do toalety.

Wyszła z pokoju, a ja popatrzyłem na mamę z niedowierzaniem.

-Mamo, jak mogłaś... - już chciałem pójść za nią, ale Lottie złapała mnie za ramię.

-Zostań. Ja i Fizzy pójdziemy. - podniosły się obie i poszły za dziewczyną.

-Jay, czemu jej tak nie lubisz? - odezwała się babcia.

-To dobra dziewczyna. - poparł dziadek.

-Przez nią kłócimy się w święta! Widzicie, do czego doprowadziła? - protestowała dalej mama.

-Kotku, oni mają rację. - przytaknął Dan.

-Ona nie pracuje, nie studiuje, nie zarabia... Z czego ona ma zamiar się utrzymywać?

-Stara się. - zaprotestowałem. -Nie studiuje jeszcze, ale zarabia i pracuje. Chwilowo ma przerwę, bo skręciła kostkę, ale...

-Skręciła kostkę?! I jest tancerką? - nie dowierzała. -Przecież to kaleka! El jeszcze nigdy nie miała kontuzji mimo tego, że chodzi po wybiegach dłużej niż ona "tańczy". - zrobiła cudzysłów w powietrzu.

-Nie porównuj ich dwóch. - poprosił Mark. -Tamta była strasznie sztywna i nudna. Tylko ty ją lubiłaś. W dodatku to oszustka. Zarabiała na tym, że udawała jego dziewczynę.

-Mamo, zrozum wreszcie, że Eleanor nigdy nie pracowała ani nie studiowała. To wszystko jedna wielka ściema. Pamiętasz, ile razy wyrzucili mnie z roboty? A pamiętasz jak nie zdałem egzaminów przez imprezowanie i powtarzałem rok? Byłem skazany na porażkę. Ale nawet takiemu debilowi jak ja się udało. - próbowałem ją przekonać, ale mama już się nie odezwała. W ten oto sposób kolacja dobiegła końca. Wszyscy już odeszli od stołu, a ja usiadłem obok mamy i wziąłem ją za rękę. -Mamo, nie gniewaj się na mnie. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej, ale nie przekonasz mnie do El. Nie kocham jej. Wszyscy udawaliśmy, że coś między nami jest, ale to była ściema, której bardzo żałuję. Nie powinienem się zgadzać na to, ale teraz jest już za późno. Chcę to teraz naprawić. - pocałowałem jej dłoń. -Wiesz, że strasznie cię kocham. Zawsze mnie wspierałaś i zawsze będę ci za to wdzięczny. Ale Patrycję też kocham. Nie każ mi wybierać między nią a tobą, bo tego nie zrobię. - wstałem i nachyliłem się, by pocałować ją w policzek. -Ona bardzo przejęła się tym spotkaniem. Proszę cię, bądź dla niej miła. Kocham cię.


***


-Zobacz, tu jest łazienka, ale to już chyba wiesz.


- uśmiechnąłem się, oprowadzając Patrycję po domu, ale ona tylko lekko uniosła kąciki ust. Wiedziałem, że nie czuje się tu pewnie, a tym bardziej po rozmowie przy kolacji. Otworzyłem kolejne drzwi. -A tu jest mój pokój, a tam twój.

Wyśpij się, kotku, a rano wyjedziemy. - pocałowałem jej czoło, a ona niepewnie zniknęła w pokoju, który dla niej przygotowała mama. Westchnąłem i poszedłem do siebie. Przebrałem się w piżamę i położyłem do łóżka, ale nie mogłem zasnąć. Po długim namyśle wstałem i po cichu poszedłem do jej pokoju. Cichutko otworzyłem i zamknąłem za sobą drzwi.

-Lou? - dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej, lekko zdziwiona, ale chyba z ulgą.

-Spodziewałaś się kogoś innego? - popatrzyłem na nią podejrzliwie, na co lekko się uśmiechnęła.

-Nie. Miło, że przyszedłeś.

-Nie mogłem zasnąć. Brakowało mi ciebie. - usiadłem obok niej.

-Oh, Louie... - oparła głowę na moim ramieniu, a ja przykryłem nas kołdrą i ją przytuliłem.

-Przepraszam za mamę. Była dzisiaj wyjątkowo złośliwa, zwykle taka nie jest.

-Lou, ale ona ma rację. - uniosła głowę i spojrzała na mnie. -Przecież nie zarabiam dużo, w dodatku teraz nie mogę chwilowo tańczyć, nie mam studiów... praktycznie jestem na twoim utrzymaniu. - spuściła głowę.

-Nie mów tak...

-Ale taka jest prawda. Czuję się z tym strasznie.

-Jesteś moją dziewczyną, muszę się tobą opiekować.

-Mieszkam w domu, który należy do was.

-Wszyscy dorzucają się do opłat, ty też...

-Ale dom jest wasz.

-Jesteś moją dziewczyną, możesz ze mną mieszkać.

-Louis. - ponownie na mnie spojrzała. -Z prawnego punktu widzenia jesteśmy dla siebie obcy. Każde z nas jest osobną jednostką. Nie mamy ze sobą nic wspólnego.

Wstałem i zacząłem chodzić w kółko po pokoju.

-Dziadkowie i dziewczynki bardzo cię polubili. - zmieniłem temat.

-Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem.

-Serio. - uśmiechnąłem się pocieszająco, a ona uśmiechnęła się sama do siebie.

-Pokazywali mi twoje zdjęcia.

-Nie... Czy oni na każdym kroku muszą pokazywać wszystkim jak wyglądałem?

-Ale Louisku. - klęknęła na łóżku i przysiadła na stopach. -Byłeś ślicznym bobaskiem. - droczyła się.

-No dobra, nie poruszajmy już tego tematu. - rozbawiony przetarłem dłonią twarz. -Dziewczynki nie mogły się ciebie nachwalić. A dziadek... najchętniej zatrzymałby cię u siebie. No a babcia...

-Co babcia powiedziała?

-A nie powiem ci. Tajemnica. Mogę powiedzieć tylko tyle, że cię uwielbia.

-Naprawdę?

-Mhm. - przytaknąłem z dumą.

-Dobrze mi się z nimi rozmawiało. Twój dziadek wypytywał mnie o Polskę. - uśmiechnęła się pod nosem. -On i babcia są tacy.... kochani. A Lottie, Fizzy i dziewczynki... - szukała słów, nie mogąc przestać się szeroko uśmiechać. -Są cudowne, przemiłe i takie śliczne.

-Widziałem, że dobrze się z nimi wszystkimi dogadujesz.

-Widziałeś? Kiedy? - zmarszczyła brwi. -Przecież ty siedziałeś w salonie z rodzicami, a ja byłam z resztą w drugim pokoju. Potem z twoimi dziadkami oglądałam zdjęcia i dużo rozmawialiśmy, później z Fizzy i Lottie miałyśmy babskie rozmowy. No i bawiłam się lalkami z bliźniaczkami, a  potem przebierałyśmy się za wróżki. - przyznała zadowolona z siebie. Spojrzałem na nią z lekkim niedowierzaniem.

-Bawiły się z tobą lalkami i przebierałyście się za wróżki?

-No. Czemu cię to dziwi?

-Bo ze mną nie chciały tego robić. Stwierdziły, że zupełnie nie umiem bawić się lalkami i jestem beznadziejną wróżką. - wzruszyłem ramionami, a dziewczyna parsknęła śmiechem.

-Skoro tak powiedziały, to na pewno tak było. - zaśmialiśmy się, po czym Pati spuściła głowę i zapytała juz poważnie. -A Mark i Dan?

-Też cię lubią. - przyznałem szczerze, a ona tylko pokiwała głową.

-Czyli tylko twoja mama mnie nie akceptuje? - nerwowo bawiła się kołdrą.  Westchnąłem i przytaknąłem ze smutkiem. -Moi rodzice też pewnie nadal są tobie przeciwni.. - schowała twarz w dłoniach. -Louis, czemu to wszystko jest takie trudne?

Podszedłem do okna i zacząłem się wpatrywać w śnieżnobiałe płatki śniegu. Rozmyślałem nad tym już jakiś czas. Dosyć długą chwilę spędziliśmy w ciszy.

-Jesteś zdolna przeciwstawić się swoim rodzicom?

-Jasne, ale co to ma do rzeczy, Lou? - bąknęła zrezygnowana nadal chowając twarz w dłoniach. Odwróciłem się do niej i wypaliłem prosto z mostu to, nad czym tak myślałem.

-Wyjdź za mnie.

Dopiero po kilku sekundach podniosła głowę i spojrzała na mnie będąc święcie przekonana, że się przesłyszała. Potrząsnęła głową, marszcząc brwi i próbując oprzytomnieć.

-Co?

-Wyjdź za mnie.

-Louis, nie żartuj, proszę cię. - uśmiechnęła się nerwowo, ale kiedy zobaczyła moją powagę, na jej twarzy pojawiło się lekkie przerażenie. Potrząsnęła głową. -Ty nie mówisz serio.

Podszedłem i ukucnąłem przed nią, biorąc w swoje dłonie jej. Szukała w mojej twarzy oznak, że żartuję, ale chyba wiedziała, że tym razem tak nie jest.

-Patrysiu, ja wiem, że to dla ciebie jest szok. Ja sam nie wierzę, że to mówię. - pocałowałem jej obie dłonie. -Skoro jesteśmy pewni, że chcemy być razem, ale nasi rodzice tego nie akceptują... Możesz być pewna, że będą próbowali nas rozdzielić. Zresztą już to robią. A jeśli weźmiemy ślub w zupełnej tajemnicy, nie będą mogli już nic zrobić. - mocniej ścisnąłem jej dłonie. -Kochanie, przyrzekam ci, że zrobię wszystko, żebyś była ze mną szczęśliwa. Wiem, że to nie są normalne zaręczyny, o ile w ogóle można tak to nazwać, że nie ma idealnego miejsca, piosenki, szampana, pierścionka.... - rozejrzałem się dookoła. -Ale mogę uklęknąć. - chciałem się podnieść, żeby to zrobić, ale przytrzymała moją rękę.

-Nie klękaj. - potrząsnęła głową i zamknęła oczy. Głośno przełknęła ślinę, westchnęła głęboko i spojrzała na mnie. -Dobrze. - szepnęła.

-Zostaniesz moją pełnoprawną żoną w świetle prawa?

-Tak.

-Weźmiesz ze mną ślub bez obecności twoich rodziców i rodziny? Bez pierścionka zaręczynowego i zapowiedzi w kościele?

Ukucnęła naprzeciwko mnie i lekko się przytuliła, delikatnie muskając ustami mój policzek.

-Tak. - szepnęła. Odsunąłem się, aby lepiej ją widzieć.

-Będę o ciebie dbał.

-Wiem.

-A kiedy wszystko się uspokoi, weźmiemy ślub kościelny taki, jaki tylko będziesz chciała.

-A do tego czasu będziemy jak Romeo i Julia? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się lekko, gładząc jej policzek.

-Mam nadzieję, że w naszym przypadku obejdzie się bez ofiar.


***                 26.12.2013r.


-Denerwujesz się? - spytałem dziewczynę, kiedy już przed południem staliśmy przed drzwiami jej domu w Polsce i naciskaliśmy dzwonek. Spojrzała na mnie i niechętnie przytaknęła. -Och, daj spokój. Uśmiechnij się. Nie powinni widzieć cię smutną przy mnie. - potarłem dłonią jej zmarznięty policzek. -No i zobaczysz swoją małą siostrę.

-Dobra, OK. Będę się uśmiechać. - rozluźniła się. Drzwi się otworzyły i pojawili się w nich rodzice Patrycji. Dziewczyna od razu poweselała i rzuciła im się w ramiona. Wiedziałem, że strasznie trudno jej będzie zrobić coś dla niej ważnego bez nich, ale wiedziałem też, że jest silna i da radę. Byłem tego pewien. Serce zaczęło mi bić szybciej, kiedy wreszcie się od nich odkleiła i stanęła niepewnie u mojego boku. -No więc... - nie wiedziała, jak ubrać to w słowa. -To właśnie jest Louis, mój... - dyskretnie na mnie spojrzała i zawahała się. -...chłopak.

-Michalski. Witold. - ojciec wymienił spojrzenie z żoną i podał mi rękę.

-Louis Tomlinson. Miło mi państwa poznać. - wydukałem. Denerwowałem się teraz jak cholera i już wiedziałem, co czuła Patryśka wczoraj.

-Emilia Michalska. - wyciągnęła rękę drobna kobieta z krótkimi, kręconymi włosami. Po części Pati jest do niej podobna, ale od razu było widać, że to dwie różne osobowości. Przypomniałem sobie kilka rzeczy, które czytałem w samolocie o Polsce i delikatnie pocałowałem kobietę w zewnętrzną stronę dłoni, co spotkało się chyba z lekkim pozytywnym zdziwieniem.

-Gdzie ona jest? - spytała podekscytowana dziewczyna.

-Śpi w pokoju. - oznajmiła jej mama i razem z mężem zaprowadzili nas do sąsiedniego pokoju, gdzie w łóżeczku leżało malutkie zawiniątko.

-Śliczna. Moja mała siostra... - szepnęła wzruszona Patrycja. Widziałem łzy w jej oczach mimo tego, jak bardzo nie chciała dać tego po sobie poznać. Przytuliła ją mama, a my oboje nie mogliśmy napatrzeć się na to urocze maleństwo

-Chodź już, reszta tam czeka. - ponagliła ją z uśmiechem mama.

-Ale mała...

-Zdążysz się nią nacieszyć. Na górze czeka reszta rodziny, dawno cię nie widzieli i nie mogą się doczekać, żeby z tobą pogadać.

-No dobra, idziemy na zjazd rodzinny. - pociągnęła nosem i wytarła małe kropelki z policzków, doprowadzając się do porządku.

-Gratuluję córki. - szepnąłem do jej ojca, próbując jakoś nawiązać rozmowę.

-Której? - zapytał, lekko się uśmiechając, co odrobinę rozluźniło napiętą atmosferę między nami.

-Wszystkich trzech. - odwzajemniłem uśmiech, na co roześmiał się lekko pod nosem.

-Nie myślałem, że ty też przyjedziesz. - oznajmił, co od razu wywołało u mnie małą panikę. Co się ze mną dzieje? Aż tak się denerwuję tym, co o mnie pomyślą ludzie, których poznałem 15 minut temu?

-Ja... - próbowałem znaleźć jakieś wytłumaczenie.

-Dobrze, że jednak przyjechałeś. Będziemy mieli okazję porozmawiać i bliżej się poznać. - zobaczył chyba strach w moich oczach, bo zaraz z uśmiechem poklepał mnie po plecach. -Nie bój się, chłopie. Nic ci nie zrobię. Na razie nie mam takiego zamiaru.

Na razie... Uśmiechnąłem się nerwowo, ale tak naprawdę odetchnąłem z ulgą.

-Dziadkowie przyjechali? - zapytała Pati, gdy wchodziliśmy po schodach.

-Oni też są. - odparła jej mama.

-Jak to? To kto jeszcze jest?

-Kilka osób. - kobieta wzruszyła ramionami, kiedy weszliśmy na górę. Jej rodzice weszli już do salonu, który pękał w szwach od ludzi. Zatrzymaliśmy się i niepewnie na siebie spojrzeliśmy.

-To jest cała twoja rodzina? - spytałem po cichu z niedowierzaniem. Pokręciła głową. Też była bardzo zdziwiona ilością "kilku" gości.

-Nie cała. - odpowiedziała z przerażeniem. -Zjechali się, żeby zobaczyć nowego członka rodziny. O, cholera.

-Cholera. - przytaknąłem jej. Wzięliśmy głęboki oddech.

-Właściwie to dwóch nowych członków rodziny. - spojrzała na mnie z uśmiechem, co dodało mi otuchy. Nikt nas jeszcze nie widział, więc potarłem swoim nosem  o jej, puściłem jej oczko, po czym weszliśmy do pokoju.

-Wesołych Świąt wszystkim! - szeroko uśmiechnęła się dziewczyna, zwracając tym samym uwagę wszystkich tu zebranych na nas.

-Wesołych Świąt. - powtórzyłem za nią. Wow, naprawdę duża rodzina. Z bliska jest jeszcze większa.

-Teraz trzeba się ze wszystkimi przywitać. Super. - szepnęła mi z kwaśną miną.

-Z przyjemnością. - odparłem rozbawiony i z każdą osobą zebraną w tym pokoju przywitaliśmy się, przy okazji przedstawiając nas sobie. Po długich powitaniach, szybkich rozmowach z ciotkami, wujkami i innymi, mieliśmy w końcu usiąść przy stole, ale dziewczyna rozejrzała się dookoła.

-A tak właściwie to gdzie są wszystkie dzieciaki?

-W pokoju obok. - odparła jej mama. -Bawią się z Pawłem.

-Z Pawłem? - zmarszczyła brwi.

-Z Pawłem. - przytaknęła kobieta, a Patrycja dopiero teraz sobie coś uświadomiła.

-Paweł tu jest? - zapytała szeptem z niedowierzaniem.

-Przyjechał z ciocią i wujkiem. Zaprosiłam go.

-OK. - niezbyt zadowolona odwróciła się na pięcie i pociągnęła mnie za sobą na korytarz. -Zaprosiła go. - prychnęła pod nosem, lekko wkurzona.

-O kim mówisz? - zapytałem.

-Nikt ważny. - potrząsnęła głową i weszliśmy do innego pokoju. Uśmiechnęła się i szeroko rozłożyła ramiona. -Cześć, dzieciaki! - krzyknęła, a kilkanaście maluchów w różnym wieku uniosło głowy i momentalnie ją okrążyli, przytulając się do niej. Dwójka z nich wskoczyła jej na ręce.

-Patrysia, wróciłaś! - krzyknęło kilkoro z nich. Kiedy już dali jej oddychać, przywitała się z każdym po kolei i ukucnęła przy nich, wskazując mnie palcem.

-Widzicie tego pana? To mój chłopak. - oznajmiła z dumą, uśmiechając się lekko. -A teraz ładnie się przywitajcie z Louisem, bo chyba ma dla was jakieś cukierki, czy coś... - zaplotła ręce na piersiach z cwaniackim uśmieszkiem. Gromada dzieci podbiegła do mnie, przekrzykując się wzajemnie. Przywitałem się ze wszystkimi, poznając przy tym drugą siostrę Patrycji. Kątem oka zauważyłem, jak wysoki, szczupły brunet wita się z dziewczyną. Kiedy maluchy wróciły do zabawy, podszedłem do nich.

-Urocze dzieciaki. - zagaiłem.

-To są małe potwory, Lou. - odparła Pati. -Nie daj się zwieść tym uroczym buźkom, wewnątrz to potwory.

-Oj, tak. Potrafią dać w kość. - przytaknął jej chłopak.

-Um... poznajcie się. - niezręcznie zaczęła Patryśka. -Paweł, Louis. Louis, Paweł.

-Paweł Jarosz. - wyciągnął rękę z uśmiechem. Nieszczerym w dodatku.

-Louis Tomlinson. - uścisnąłem jego dłoń, po czym przeniosłem ją na talię Patrycji i lekko przysunąłem ją do siebie z uśmiechem. Doskonale widziałem, jak obserwuje moje ruchy.

-Lou, chodźmy coś zjeść. Czekają nas nas przy stole. - dziewczyna wymownie na mnie spojrzała, przerywając nam jakże ciekawe mierzenie się wzrokiem.

-Dobrze, kotku. - złapałem jej dłoń dokładnie wiedząc, że ten facet się nam przygląda. -Do zobaczenia. - rzuciłem do niego przez ramię i wyszliśmy z pokoju.


***


-Lou, błagam cię, wyjdźmy stąd. Nie wytrzymam z nimi dłużej. - Patrysia przewróciła oczami. Nie musiała nawet szeptać, wszyscy rozmawiali i hałasowali, nikt nas nawet nie usłyszał.

-Dlaczego? Bardzo fajny zjazd rodzinny. - droczyłem się. Popatrzyła na mnie niemal błagalnie.

-Proszę cię, siedzę tutaj z nimi od 3 godzin. Mam dość. Naprawdę.

-Balkon? - zaproponowałem.

-Gdziekolwiek. - wzruszyła ramionami i podnieśliśmy się.

-A gdzie idziecie? - zapytała starsza ciocia, która jeszcze przed momentem była bardzo zaangażowana w rozmowę z innymi ciotkami.

-Przewietrzyć się, ciociu. - odparła Pati.

-Gdzie?! - niedosłyszała.

-Gorąco się tu zrobiło, przewietrzymy się. - powtórzyłem głośniej.

-Ach, tak, tak. Wzięłam leki. - kiwnęła głową i powróciła do dyskusji z resztą starszych pań. Uśmiechnęliśmy się pod nosem, wymieniając tylko porozumiewawcze spojrzenia i wyszliśmy na balkon.

-Och, jak dobrze. - z ulgą odetchnęła, opierając się tyłem o barierkę.

-Wszystkie zjazdy rodzinne w Polsce tak wyglądają? - zapytałem, a ona zaśmiała się.

-Dla was, Brytyjczyków, pewnie są one strasznie dziwne, prawda?

-Nieee... skądże. - odpowiedziałem sarkastycznie.

-Aha, na pewno. - bąknęła rozbawiona. -W Polsce tak już jest: mnóstwo jedzenia, mnóstwo przygotowań, mnóstwo gości, którzy wypytują cię o wszelkie możliwe rzeczy. Krzyk, hałas, dyskusje, pierdyliard poruszanych tematów, począwszy od piłki nożnej, skończywszy na polityce przez tematy leków, służby zdrowia, starych czasów i dzisiejszych gwiazd. Sam zresztą widziałeś, jak to wygląda. My, Polacy, już tak mamy. - wzruszyła ramionami. Stanąłem naprzeciwko niej, opierając się rękami o barierkę po obu stronach jej ciała.

-Mnie się podobało. - pocieszyłem ją, starając się nie roześmiać.

-Nie kłam.

-Serio. Nawet te ciocie, które niedosłyszą, ale wszystko wiedzą najlepiej.

-Loża przysięgłych. - zaśmiała się., a ja razem z nią.

-Fajnie, że tu z tobą jestem. - potarłem nosem o jej.

-Ja też się cieszę. - objęła mnie w talii. Musnąłem wargami jej usta.

-Jakaś nowa, ostra pomadka?

-Nie. - obliznęła się. -Kurczak na ostro. - parsknęliśmy śmiechem.

-Bardzo dobry. - pocałowałem ją.

-O, jaki ładny widok. - usłyszeliśmy głos i momentalnie od siebie odskoczyliśmy.

-Wujku, nie strasz nas. - zawstydziła się dziewczyna.

-Przepraszam, nie chciałem wam przeszkadzać. - zaśmiał się mężczyzna, a my wymieniliśmy spojrzenia i poczuliśmy się jak para nastolatków, która w tajemnicy się spotyka. -Wy też wyszliście się przewietrzyć?

-Tak jakby. - bąknęła.

-Nic się nie zmieniłaś, mała. Nadal jesteś tak samo pyskata jak kiedyś. - droczył się, a ona zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego dziwnie, na co on się roześmiał. -Ale znalazłaś faceta i wreszcie go pokazałaś. Louis, jak udało ci się ją okiełznać?

-Jakoś dałem radę. - rozbawiony wzruszyłem ramionami i spojrzałem na nią. -Sam nie wiem, jak to zrobiłem.

-A jak się poznaliście?

-To ona mnie poderwała.

-Co? Nieprawda. - zaprotestowała żywo.

-Szłaś za mną do sklepu. - też się z nią przekomarzałem.

-Wtedy? Pisałam SMS-a i nie wiedziałam, że idę za tobą. Ty mi później drzwi przytrzymałeś i pierwszy do mnie zagadałeś.

-Gdyby pan ją widział, kiedy zorientowała się, że to ja. - zwróciłem się do mężczyzny, który z wielkim rozbawieniem przysłuchiwał się naszej rozmowie. -"O Boże, to Louis Tomlinson, nie wierzę!" - udawałem jej głos.

-Nieprawda, byłam spokojna i opanowana. To ty byłeś jakiś nadpobudliwy, jak zwykle zresztą. Prawie zmusiłeś mnie do tego, żebym pojechała z tobą na kawę. - zaplotła ręce na brzuchu.

-Widziałem w twoich oczach, że nie dałabyś mi żyć, gdybym tego nie zrobił. - nadal się z nią drażniłem.

-Omówimy to później. - odparła po chwili, udając urażoną.

-Louis, chyba tylko z tobą mogę się dogadać. - zaśmiał się jej wujek. -To kiedy dzieci? - wypalił. Z lekkim uśmiechem spojrzałem na dziewczynę, a potem znów na niego.

-Boże, wujek... - schowała twarz w dłoniach zażenowana.

-Cicho, nie z tobą rozmawiam. - ofuknął ją żartobliwie. -No więc?

-No wie pan.... Jesteśmy młodzi... - na szczęście przerwała mi żona mężczyzny, która do nas dołączyła. Uśmiechnęła się przyjaźnie.

-O czym rozmawiacie?

-O tym, kiedy możemy przyjechać na chrzciny. - odparł.

-Czyje? - zapytała zdziwiona. Wskazał głową na nas.

-Ich dzieci.

-Boże, Łukasz. - trąciła go łokciem, wymownie na niego spoglądając.

-Ciociu, weź go stąd. - poprosiła zawstydzona Patrycja.

-A on znowu to, co zwykle? Łukasz, daj im spokój. Są taką ładną parą, nie męcz ich. - ochrzaniła go. Muszę przyznać, że są bardzo ciekawym i wesołym małżeństwem. -Chodź, musimy dzieci nakarmić, a ty zostawiłeś zupkę w samochodzie. - pociągnęła go za sobą, puszczając do nas oczko.

-Louis, nie pozwól się jej zdominować. Facet musi rządzić. - rzucił jeszcze przez ramię.

-Tak, on właśnie widzi, jak bardzo ty u nas rządzisz... - odparła sarkastycznie jego żona. -Cicho bądź. Louis, nie słuchaj go. Jesteście piękną parą i wspaniale do siebie pasujecie. - uśmiechnęła się krzepiąco kobieta i weszła za nim do domu.

-Jezu... - Patrycja złapała się za głowę zażenowana.

-Fajne małżeństwo. Świetne. - zacząłem się śmiać, a po chwili dołączyła do mnie dziewczyna.


***


Późnym wieczorem leżałem na łóżku w pokoju gościnnym i myślałem nad całym dzisiejszym dniem. Nie podobał mi się ten cały Paweł. Widziałem, jak na nią patrzył. I bardzo mi się to nie podobało. Wstałem i po cichu podszedłem otworzyć drzwi. Wyjrzałem, czy nikogo nie ma i bardzo cicho otworzyłem drzwi do pokoju Patrycji.

-Louis? Co ty tutaj robisz? - siedziała na łóżku i odłożyła telefon.

-Nie lubię spać w obcym miejscu sam. - zrobiłem smutną minę.

-Ty nie lubisz spać sam nawet u siebie. - pokiwała głową z politowaniem.

-Hmmm... Masz rację. - przytaknąłem, szczerząc się. Usiadłem obok niej. -Twoi rodzice nam nie ufają. Mam spać w innym pokoju niż ty.

-To tak jak twoja mama.

-Prawda. - przejechałem nosem po jej szyi.

-Louis, radziłabym ci już iść, bo ktoś nas może zobaczyć. - za wszelką cenę próbowała się nie uśmiechnąć. Lekko zsunąłem koszulkę z jej ramienia i zostawiłem kilka pocałunków na odkrytym kawałku skóry.

-Daj spokój, kto nas może zobaczyć? O tej porze wszyscy już śpią.

-Louie, proszę cię. Wiesz, jacy oni są... - oparła głowę o ścianę z leniwym uśmiechem. Wiedziałem, że brakowało kilku sekund i jednego mojego buziaka lub uśmiechu, żeby odpuściła i pozwoliła mi tu zostać.

-Nie przesa... - przerwała mi, kładąc mi palec na ustach i zaczęła słuchać uważnie.

-Cssiii... Ktoś idzie po schodach.

-Twoi rodzice mają sypialnię na dole? - szepnąłem, a ona przytaknęła.

-Zapaliło się światło na korytarzu. - zerwała się z łóżka na równe nogi, a ja razem z nią. -Musisz się gdzieś schować.

-Do szafy? - zaproponowałem.

-Nie. Um... - złapała się za głowę, rozmyślając intensywnie, po czym otworzyła szklane drzwi na balkon, zapaliła oświetlenie na zewnątrz i popchnęła mnie. -Wyłaź.

-Ale na balkon? - jęknąłem. -Jest noc, a tam jest mróz.

-Nie marudź. I siedź cicho. - pospiesznie cmoknęła mnie w usta, zamknęła drzwi i zasunęła zasłony. Po chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Cholera, mam nadzieję, że nie będą rozmawiać zbyt długo, bo tu zamarznę. Rozejrzałem się dookoła. Całkiem tu ładnie. Biały śnieg skrzący się w blasku latarni ulicznych to niezbyt częsty widok w Anglii. Uhg... potwornie zimno. Stałem na boso na zimnej posadzce w spodniach od piżamy i koszulce na krótki rękaw. Potarłem ramiona, żeby się trochę ogrzać, ale niewiele to pomogło. W pewnej chwili zgasły światełka nade mną, a po kilku minutach usłyszałem zamykające się drzwi. Wreszcie zasłony się rozsunęły i Patrycja wpuściła mnie do środka. -Przepraszam, Louisku, mama przyszła. Siadaj. - z przepraszającą miną wskazała na łóżko, a gdy usiadłem, okryła mnie dokładnie kołdrą, po czym usiadła przodem na moich kolanach.

-Wiesz, jak tam było niefajnie i zajebiście zimno? - wydąłem usta.

-Oj, wiem, wiem, biedaczku. - przeczesała palcami z zafascynowaniem moje włosy.

-Tak właściwie to chyba lampki ci się spaliły na balkonie.

-Um, nie do końca. - ułożyła dzióbek po jednej stronie i podrapała się po głowie. -Ja je zgasiłam, bo mama myślała, że zapomniałam je wyłączyć.

-Przyszła pogadać o mnie? - zapytałem już na poważnie, a dziewczyna zeszła z moich kolan i usiadła obok, spuszczając wzrok.

-Też. Oboje z tatą byli zdziwieni tym, że przyjechałeś ze mną. Myśleli, że przylecę sama.

-Woleliby, żeby mnie tu nie było.

-Nie, Lou. To nie tak. - złapała mnie za ręce, spoglądając prosto w oczy. -Wiesz, oni po prostu... - westchnęła  -... nie spodziewali się, że będziesz chciał ich poznać. Nigdy im nie przedstawiałam żadnego mojego chłopaka i chyba dopiero dzisiaj sobie tak naprawdę uświadomili, że jesteśmy razem na poważnie.

-A ja? - zapytałem niepewnie.

-Zrobiłeś na nich dobre wrażenie. Szczerze mówiąc spodziewali się, że będziesz taki... zapatrzony w siebie, poważny, wielka gwiazda i w ogóle. A okazałeś się miłym, uśmiechniętym, wesołym, dobrze ułożonym i przede wszystkim normalnym chłopakiem. Zupełnie nie było po tobie widać, że jesteś mega gwiazdą. I to są ich słowa, przysięgam.

-Czyli nie wypadłem tak źle. - popatrzyłem na nią z nadzieją.

-Wypadłeś super. Powiedzieli, że jesteś fajnym chłopakiem. - zawahała się -Tylko że nie dla mnie.

-Bo jesteśmy z dwóch różnych światów, tak?

-Dokładnie. No i myśleli, że ja już tu zostanę.

-Powiedziałaś im, że wracasz ze mną?

-Powiedziałam, że wracam do Londynu. Gdybym to ujęła tak, że wracam Z TOBĄ, wydałoby się, że mieszkamy razem.

-No i co oni na to?

-Delikatnie mówiąc, nie skakali ze szczęścia. - skrzywiła się i oparła głowę na moim ramieniu, ale nie posiedziała długo w tej pozycji, bo zadzwoniła jej komórka. Spojrzała na wyświetlacz i zdziwiła się. -Dziwne. Nie znam tego numeru.

-Nie odbieraj.

-Ale to może coś ważnego. - przesunęła palcem po wyświetlaczu i przyłożyła telefon do ucha.

-Kto może dzwonić w święta o tej porze?

-Halo? O, cześć, Paweł. - niepewnie się przywitała.

-No to już wiemy, co to za palant. - mruknąłem, a ona tylko skarciła mnie wzrokiem.

-Tak? Nie, nie przeszkadzasz.

-Jak to nie? - oburzyłem się.

-Jasne, mów. - posłała mi przepraszające spojrzenie. -Nie, nie gniewam się. Aha, mama ci dała mój numer...

-Co?! Ufa temu popaprańcowi, a mi nie? - wcale nie przyciszałem głosu, ale Patryśka niestety położyła mi palec na ustach.

-Tak, wiem.... Twoja siostra też?

Czego ten dupek może od niej chcieć? Przygryzłem delikatnie jej palec, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Skrzywiła się lekko, ale dalej z nim rozmawiała, próbując wydostać palec spomiędzy moim zębów. Położyłem głowę na jej kolanach, rysując nosem różne wzorki na jej brzuchu przez bluzkę. Spojrzała na mnie z góry i zaśmiała się mimowolnie.

-Nie, nic się nie stało. To tylko mój kot dopomina się mojej uwagi. - spojrzała na mnie wymownie, po czym dalej gadali o czymś. Odrobinę uniosłem do góry jej koszulkę i delikatnie skubnąłem zębami skórę brzucha. Pisnęła i spojrzała na mnie jak na idiotę, kiedy ledwo powstrzymywałem śmiech. Zakryła mi usta dłonią. -Przepraszam cię, Paweł, ale mój kot jest strasznie nieznośny. Dopomina się jedzenia i już nawet zaczął mnie gryźć. - podniosłem głowę z jej kolan i zacząłem się cicho śmiać.

-Tak, muszę się teraz nim zająć. Dobranoc. - rozłączyła się i wyłączyła komórkę, kładąc ją na biurku. Stanęła przodem do mnie i oparła ręce na biodrach. -Ty jesteś nienormalny. - przygryzła wargę, żeby się nie zaśmiać.

-Ty też. - wypaliłem z uśmiechem.

-Chciał ze mną tylko chwilę pogadać.

-O czym?

-O różnych rzeczach, dawno się nie widzieliśmy.

-Kim on dla ciebie jest?

-Kolegą. - wzruszyła ramionami, a ja spojrzałem wyczekująco na dalszą część wytłumaczeń. Przewróciła oczami. -Kiedyś mi się podobał, ale nie zwracał na mnie większej uwagi. A poza tym to było dawno i teraz już mnie nie obchodzi. Wyłączyłam telefon i skończyłam z nim rozmawiać. Zadowolony? - uniosła ręce w geście poddania się. Uśmiechnąłem się.

-Bardzo.

-No to buzi na dobranoc i leć do swojego pokoju.

-Nie... - jęknąłem marudnie.

-Ktoś nas może znowu zobaczyć, Lou.

-Nikt nas nie zobaczy. Wszyscy już śpią. - podszedłem i objąłem ją w talii.

-Wcześniej też tak mówiłeś. - zarzuciła mi ręce na szyję, przygryzając wargę. Ewidentnie się ze mną droczyła.

-Chyba mam prawo spać w jednym łóżku z moją narzeczoną, prawda? - uniosłem jedną brew. Westchnęła i poddała się rozanielonemu uśmiechowi.

-Jezu, nadal nie mogę w to uwierzyć. Jesteś tego pewien?

-Jestem. Ale widzę, że ty nie bardzo...

-Nie. - przerwała mi stanowczo. -Już postanowiłam.

-Na pewno?

-Tak.

-Wiem, że nie tak to wszystko sobie wyobrażałaś. Miały być romantyczne zaręczyny, pierścionek z brylantem, biała suknia, ogromne wesele po mszy w kościele i tak dalej.

-Wystarczysz mi ty, Tomlinson. - potarła swoim nosem o mój.

-Więc kiedy? - uśmiechnąłem się.

-Hmmm... - zastanowiła się. -W lutym?

-14-ego?- zaproponowałem.

-W Walentynki?

-Na przykład. Może być?

-Idealnie. - oparła swoje czoło o moje, ciesząc się jak małe dziecko i patrząc mi prosto w oczy. -Dziękuję ci za wszystko.

-Ale ja przecież nic nie robię. - wzruszyłem ramionami z uśmiechem. -Ja cię tylko kocham.







Piosenka do rozdziału: (dzisiaj chyba wyjątkowo pasuje xD)
Liam:
People say we shouldn’t be together
We’re too young to know about forever
But I say they don’t know
What they’re talk - talk - talking about
(talk - talki - talking about)

Harry:
Cause this love is only getting stronger
So I don’t want to wait any longer
I just want to tell the world that you’re mine girl

Zayn:
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us

All:
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
They don’t know about us

Niall:
One touch and I was a believer
Every kiss it gets a little sweeter

Harry:
It’s getting better
Keeps getting better all the time girl

Zayn:
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us

All:
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
They don’t know about us

Louis:
They don’t know how special you are
They don’t know what you’ve done to my heart
They can say anything they want
Cause they don’t know us

Niall:
They don’t know what we do best
It’s between me and you
Our little secret

Zayn:
But I wanna tell them
I wanna tell the world
That you’re mine girl

All:
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
They don’t know about
They don’t know about the things we do
They don’t know about the I love you’s
But I bet you if they only knew
They will just be jealous of us
They don’t know about the up all night's
They don’t know I’ve waited all my life
Just to find a love that feels this right
Baby they don’t know about
They don’t know about us
Zayn:
They don't know about us
Liam:
Ludzie mówią, że nie powinniśmy być razem
Że jesteśmy za młodzi by wiedzieć wystarczająco o wieczności
Ale ja mówię, że nie wiedzą
O czym mó-mó-mówią

Harry:
Bo ta miłość staje się coraz silniejsza
Więc nie chcę czekać ani chwili dłużej
Pragnę jedynie powiedzieć światu o tym że jesteś moją, dziewczyną, Ohh...

Zayn:
Nie wiedzą o rzeczach, które robimy
Nie wiedzą o tych wszystkich "Kocham Cię"
Ale mogę się założyć, że gdyby tylko wiedzieli
Byliby zwyczajnie o nas zazdrośni

Wszyscy:
Nie wiedzą o czuwaniu całymi nocami
Nie wiedzą, że czekałem całe swoje życie
Tylko po to by odnaleźć miłość tak prawdziwą jak ta teraz
Kochanie, oni nie wiedzą,
Oni o nas nie wiedzą

Niall:
Wystarczył jeden dotyk i stałem się wierny tylko Tobie
Każdy nasz pocałunek staje się coraz słodszy

Harry:
To staje się lepsze
Staje się lepsze za każdym kolejnym razem, dziewczyno

Zayn:
Nie wiedzą o rzeczach, które robimy
Nie wiedzą o tych wszystkich "Kocham Cię"
Ale mogę się założyć, że gdyby tylko wiedzieli
Byliby zwyczajnie o nas zazdrośni.

Wszyscy:
Nie wiedzą o czuwaniu całymi nocami
Nie wiedzą, że czekałem całe życie
Tylko po to by odnaleźć miłość tak prawdziwą jak ta teraz
Kochanie, oni nie wiedzą,
Oni nic o nas nie wiedzą

Louis:
Nie wiedzą jak bardzo wyjątkowa jesteś
Nie wiedzą, ile znaczysz dla mojego serca
Mogą mówić co tylko zapragną.
Bo nic o nas nie wiedzą

Niall:
Nie wiedzą co robimy najlepiej
To jest tylko między nami
Nasz mały sekret

Zayn:
Ale chcę im powiedzieć
Chcę powiedzieć światu
Że jesteś moją, dziewczyną

Wszyscy:
Nie wiedzą o rzeczach, które robimy
Nie wiedzą o tych wszystkich "Kocham Cię"
Ale mogę się założyć, że gdyby tylko wiedzieli
Byliby zwyczajnie o nas zazdrośni.
Nie wiedzą o czuwaniu całymi nocami
Nie wiedzą, że czekałem całe życie
Tylko po to by odnaleźć miłość tak prawdziwą jak ta teraz
Kochanie, oni nie wiedzą,
Oni nie wiedzą o
Nie wiedzą o rzeczach, które robimy
Nie wiedzą o tych wszystkich "Kocham Cię"
Ale mogę się założyć, że gdyby tylko wiedzieli
Byliby zwyczajnie o nas zazdrośni
Nie wiedzą o czuwaniu całymi nocami
Nie wiedzą, że czekałem całe życie
Tylko po to by odnaleźć miłość tak prawdziwą jak ta teraz
Kochanie, oni nie wiedzą,
Oni nie wiedzą o nas.

Zayn:
Nie wiedzą o nas.  









Hejosie, misiaczki moje! Jak ja się za wami stęskniłam! Mam taką ogromną nadzieję, ze podoba Wam się ten rozdział. Nie wstawiłam żadnych ciekawostek, bo to chyba tak szczerze mówiąc niezbyt potrzebne, co o tym sądzicie? Nie będę Was teraz zanudzać żadnymi wytłumaczeniami ani opowieściami, tylko tak przy okazji, chcę wam życzyć

Wesołych Świąt!
Spełnienia wszelkich marzeń i wszystkiego, co tylko sobie życzycie. A sobie życzę tego, żeby podobały Wam się rozdziały i żebyście je chętnie czytali.
Całuski,   
Mrs. Carrot