Wzięłam gryz jabłka i usiadłam przy oknie, wpatrując się w biały krajobraz po drugiej stronie szyby. Nie miałam nic lepszego do roboty, więc to był dobry czas na przemyślenie wszystkiego. Szczerze? Nie wiedziałam, co mam dalej ze sobą zrobić. Zawsze dobrze się uczyłam, dużo ruszałam i od zawsze lubiłam grać. Chciałam związać swoją przyszłość z piłką, ale nigdy nie miałam pewności czy to wypali. No ale wyszło tak, jak wyszło. Dostałam się do dobrego klubu i podobało mi się to. No właśnie, podobało... Teraz chyba mi się to znudziło. Wreszcie zrozumiałam, że jednak nie to chcę robić przez większość życia. Przynajmniej do emerytury. Tylko za co się teraz wziąć? Powróciło pytanie ze szkoły średniej. Co dalej?
-Paula, jedziesz ze mną? - zapytał Niall, pojawiając się w salonie.
-Jechać? - zmarszczyłam brwi. -Gdzie?
-Na mecz. - odstawił torbę na podłogę i wpakował do niej butelkę wody.
-Ah, no tak. Jasne, będę kibicować jak będziesz grał. - uśmiechnęłam się, zakładając kurtkę. Niall miał dzisiaj grać z kolegami w meczu charytatywnym dla jakiegoś chorego małego chłopca.
-Będę miał najlepszych kibiców na świecie. - radośnie objął mnie ramieniem, gdy wyszliśmy z domu do samochodu, a ja oplotłam go w talii. -Chłopaki, ich dziewczyny, no i ty. Boski skład. - uśmiechnął się do mnie zadowolony, składając lekki całus na policzku.
-Z taką pomocą wasza drużyna na pewno wygra.
Wsiedliśmy do auta i w przeciągu kilku minut dojechaliśmy pod niewielki stadion. Odprowadziłam chłopaka aż do samej szatni.
-Nie zmarzniesz?
-Nie martw się, poradzę sobie. - odparł rozbawiony. -To raczej ja powinienem martwić się o to, czy tobie nie będzie zimno na trybunach.
-Jak na ciebie patrzę to od razu mi cieplej. - palnęłam, czym go rozbawiłam. -Tylko pamiętaj, żeby zrobić porządną rozgrzewkę, zanim wejdziesz grać. - upomniałam Nialla, który już stał do mnie tyłem, bo ktoś wołał go z wewnątrz.
-Jasne. - rzucił, chociaż pewnie wcale nie słyszał, co powiedziałam. Szybko cmoknął mnie w usta i pobiegł się przebrać. -Pa, księżniczko. Kibicuj mi.
-Pa. - odparłam i pomachałam mu, kiedy już zniknął z mojego pola widzenia.
Weszłam na trybuny i zajęłam miejsce. Już połowa miejsc byłą zapełniona, a szczerze mówiąc, spodziewałam się tłumów. Nie musiałam długo czekać, kiedy obok mnie pojawili się nasi przyjaciele. Po kilkunastu minutach sędzia odgwizdał początek meczu. Wszystko szło dobrze, nawet drużyna Nialla prowadziła 3:1. Wszystko było OK, dopóki nie nastąpiła zmiana w składzie przeciwnej grupy. Facet, który wszedł na boisko, dosłownie po 3 minutach gry brutalnie zrobił wślizg w chłopaka. Aż się we mnie zagotowało. Dobrze wiedziałam, czym kończą się takie sytuacje. Na trybunach zapanowało ogromne buczenie, gdy Niall nadal leżał na murawie. Podbiegło do niego kilku facetów z apteczką oraz lekkim podręcznym sprzętem. Chciałam do niego podbiec, ale nie mogłam tam wejść. Cholera jasna! Mogłam się tylko bezczynnie przyglądać z tego miejsca. Widziałam, jak się krzywił i zwijał z bólu. Szybko przynieśli nosze, położyli go na nich i znieśli z boiska. Wybiegłam i znalazłam ich w szatni, kiedy sprawdzali jego nogi.
-Niall? - przykucnęłam przy nim. -Jak się czujesz?
-Uh, boli jak cholera. - skrzywił się, kiedy psikali mu zamrażaczem na kolano, które nie wyglądało zbyt ciekawie.
-Obawiam się... - zaczął jeden z mężczyzn, zdejmując jednorazowe rękawiczki. -...że będziemy musieli odesłać go do szpitala na szczegółowe badania. Dostał mocno, więc podejrzewamy, że to poważny uraz. - oznajmił smutno. -Karetka będzie tu za 10 minut.
-Poważny uraz? Jak bardzo poważny? - zapytałam nieśmiało.
-To już stwierdzą lekarze po badaniach. - odparł, nadal przykładając zimne okłady. -Ale cię załatwił, chłopie. - zwrócił się do niego ze współczuciem. -Ostro zagrał i to było bardzo nie fair. W dodatku podczas meczu charytatywnego. Co za dupek. - prychnął.
-Mnie to mówisz? Mógł to załatwić delikatniej. - syknął Ni, wciągając powietrze ze świstem.
-Nie możecie dać mu żadnych proszków przeciwbólowych? - spytałam, patrząc z bólem serca na to, jak chłopak cierpi.
-Przykro mi. Wiem, że bardzo boli, ale leki może podać tylko lekarz. - pokręcił smutno głową. -Wytrzymaj, stary. Karetka już jedzie.
W ciągu kilku minut weszli ratownicy medyczni i po paru pytaniach zabrali go do siebie.
-Chce pani jechać z nami? - zwrócił się do mnie jeden z nich.
-Jasne, jeśli tylko mogę.
Szybko wsiadłam do nich i złapałam chłopaka za rękę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
-Dzięki, że ze mną jesteś.
-Zawsze. - zmusiłam się do półuśmiechu.
Dojechaliśmy do szpitala w bardzo krótkim czasie i zaraz po wejściu kazali mi czekać na korytarzu, a jego zabrali.
-Hej, co z nim? - niedługo wpadł zdyszany Louis, a cała reszta za nim.
-Wzięli go na badania.
-Tamtego gościa zdjęli z boiska. Naprawdę ostro wjechał. - przyznał smutno Liam.
-Wiem, widziałam. - przytaknęłam mu. -I moim zdaniem był w stanie rozegrać to inaczej. Korzystniej byłoby dla niego, gdyby zabrał mu piłkę od tyłu, nie od przodu. Dlatego nie rozumiem, dlaczego tak zrobił. Gdybym tylko dorwała tego gościa...
Dyskutowaliśmy tak już dłuższy czas, a żaden lekarz nadal nie wychodził. Po około godzinie wyszedł jeden doktor i podszedł do nas.
-Czy chce się pani zobaczyć z chłopakiem, zanim weźmiemy go na salę operacyjną?
-Na salę operacyjną? - powtórzyłam z niedowierzaniem, a on przytaknął.
-Niall ma poważny uraz kolana. Z tego, co wiem, już miał zaplanowaną tą operację, ale jeszcze nie teraz. Do tej pory miał się oszczędzać, prawda?
-Ja... nic o tym nie wiedziałam, nie mówił mi. - przyznałam, spuszczając głowę. Było mi głupio, że nie wiedziałam takiej ważnej rzeczy o swoim chłopaku.
-Oh... - zawahał się. -Chce pani do niego teraz pójść?
-Oczywiście.
-A czy my też moglibyśmy? - wtrącił się Zayn.
-No dobrze. - spojrzał na zegarek. -Ale macie 15 minut, potem musimy go przygotować. Sala 307 na tamtym korytarzu. - wskazał ręką. Podziękowaliśmy mu i podążyliśmy wszyscy we wskazanym kierunku. Złapałam za uchwyt, żeby rozsunąć drzwi, ale Harry przytrzymał moją rękę.
-Możemy najpierw sami z nim pogadać?
-Ale czemu? - zapytałam zdezorientowana.
-Proszę. Zależy nam na tym. - odparł poważnie. Spojrzałam na resztę chłopaków, którzy mieli podobne miny jak on. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale wpuściłam ich pierwszych, zostając na korytarzu z dziewczynami.
-Paula, nie martw się. Tu są dobrzy lekarze. - przytuliła mnie mocno Patrycja.
-Wiem, że wszystko będzie dobrze. Po prostu jest mi go strasznie szkoda.
-Chcesz, żebyśmy z tobą zostali na poczekalni, kiedy będą go operować? - Perrie pocieszająco położyła dłoń na moich plecach i zaczęła je pocierać.
-A moglibyście? - oderwałam się od Michalskiej i spojrzałam na nie.
-No pewnie.
-Trochę to potrwa, może przynieść ci herbatę? - zaoferowała zatroskana Danielle.
-Nie, dzięki. Może później. - pokręciłam głową i spojrzałam w głąb sali przez szybę. Chłopaki stali wokół łóżka, na którym leżał Niall i o czymś rozmawiali, ale było widać, że atmosfera była bardzo napięta. Harry wymachiwał rękami i starał się coś zawzięcie wytłumaczyć reszcie. Liam go w tym popierał stanowczymi przytaknięciami. Niall zdecydowanie pokręcił głową. Reszta też nie dała się przekonać. O co tam chodziło?
-Paula. - Dominika przywróciła moją uwagę. -Słuchasz mnie? Już trzeci raz do ciebie mówię.
-Hm? Tak, słucham. Rozmawiałyście o czymś?
-Uznałyśmy, że ktoś powinien zadzwonić do jego rodziców.
-Ah, tak, trzeba im powiedzieć, oczywiście. - przytaknęłam nieobecnie i powróciłam wzrokiem na salę, ale chłopcy przytulili go i już wychodzili. Zwróciłam się z powrotem do dziewczyn. -Mam prośbę. Załatwicie to?
-My? - zdziwiła się Pezz. -Nie, lepiej, żebyś ty...
-Niech chłopaki to zrobią. - przerwałam jej. -Tylko może lepiej zadzwońcie najpierw do Grega, niech on przekaże to rodzicom.
Szybko minęłam się z nimi w drzwiach i wparowałam do blondyna, przytulając go mocno.
-Paula, spokojnie. - uśmiechnął się pocieszająco. Boże, zaraz biorą go na blok, a on nawet teraz nie traci pogody ducha. Odsunęłam się lekko.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz problemy z kolanem i że masz zaplanowaną operację? - zapytałam poważnie. Westchnął ciężko, poważniejąc.
-Bo miałem to zaplanowane dopiero jak skończymy trasę, czyli jakoś za 10 miesięcy. Na razie nie było potrzeby, żebyś wiedziała.
-Miałeś się oszczędzać, Ni. - przewróciłam oczami. -A ty skaczesz na scenie, grasz w piłkę, nawet się nie rozgrzałeś.
-Skąd wiesz, że się nie rozgrzewałem? - zdziwił się.
-Bo wiem, ile czasu zajmuje prawdziwa rozgrzewka.
-No tak... - spuścił głowę. Poprawiłam kosmyk jego włosów.
-Zaraz chłopaki zadzwonią do Grega i powiedzą mu wszystko.
-O Boże... Będę musiał się tłumaczyć z tego rodzicom. - stęknął niezadowolony.
-To oni nic nie wiedzą?!
-Wiedzą, tylko kazali mi się oszczędzać.
-A ty ich nie słuchałeś.
-Niestety.
-Oh, Niall. - przytuliłam się do niego.
-Nie martw się, księżniczko. - pocałował mnie w czubek głowy. -Nie wybieram się nigdzie dalej niż na blok operacyjny.
Przeszkodziła nam wchodząca pielęgniarka.
-Przepraszam, ale musimy już się szykować. Chirurdzy już przygotowują się do wejścia na blok.
-Już wychodzę. - kiwnęłam i zwróciłam się znowu do chłopaka. -Będę cały czas na korytarzu.
-Daj spokój, to tylko mała operacja.
-Niall. - skarciłam go. -To nie jest mały zabieg. To poważna sprawa.
-Dobrze, już dobrze. Nie mam zamiaru zejść im na stole, jeśli o to ci chodzi. - uśmiechnął się, a mnie aż ciarki przeszły na samą myśl.
-Horan! Nawet tak nie mów.
-Dobra, żartowałem. - pogładził moje ramię. -Za kilka godzin wracam. Kocham cię. - przyciągnął moją brodę w swoją stronę, by mnie pocałować delikatnie.
-Ja ciebie też.
-Proszę państwa, naprawdę muszę przygotować pacjenta. - upomniała delikatnie pielęgniarka z przepraszającym uśmiechem. Wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi.
-Trzymaj się. - odwróciłam się zanim wyszłam. Znowu uśmiechnął się pocieszająco. Bał się o wiele mniej niż ja.
-Będę. Obiecuję.
***
-Czy to musi tak długo trwać? - zerknęłam na godzinę na komórce. Są już na sali ponad trzy godziny. Chłopaki wyszli się przewietrzyć, a my nadal siedziałyśmy na korytarzu.
-Chodź, przejdziemy się gdzieś. - Patrycja wstała z krzesła i pociągnęła mnie lekko za rękę.
-Ale zaraz mogą go przywieźć.
-Za chwilę wrócimy. No, chodź, napijemy się herbaty. A jak go przywiozą, Domi do nas od razu zadzwoni, okay? - spojrzała na przyjaciółkę, która przytaknęła zmęczona. Dziewczyna powróciła na mnie wzrokiem. -Musimy pogadać. - powiedziała bezgłośnie. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co może jej chodzić, ale w końcu niechętnie podążyłam za nią po schodach na parter. Stanęłyśmy przy automacie i dziewczyna wyciągnęła z kieszeni kilka drobnych, a po chwili odebrała kubek parującej cieczy.
-Z mlekiem? - wyciągnęła kubek w moją stronę.
-Chyba nie chciałaś gadać o herbacie, prawda? - zapytałam w końcu, bo chyba nie doczekałabym się, aż sama zacznie temat. Westchnęła ciężko, a ja wzięłam z jej rąk kubek i upiłam łyk. Fuj! Powąchałam i aż mnie odrzuciło. -Kawa?!
-Pij. - nakazała. -Dobrze ci zrobi.
-Przecież wiesz, że nie lubię. Kawa śmierdzi. - skrzywiłam się.
-Ty śmierdzisz. Pij, nie marudź, trochę cię to postawi na nogi.
-Jesteś okrutna. - spojrzałam na ciecz z obrzydzeniem, ale upiłam kolejny łyk. Już nie był taki okropny jak tamten.
-To wszystko jest jakieś dziwne, nie uważasz?
-Masz rację. Piję kawę, bo ty mi każesz. To bez sensu.
-Nie o tym mówię. - przewróciła oczami. -Chodzi mi o tą sytuację.
-Też to zauważyłaś. - spuściłam wzrok.
-Przed chwilą rozmawiałam z Danielle o Liamie.
-O Liamie? - zdziwiłam się. Przytaknęła.
-Wiesz, że Daddy pali?
-Daddy? Nasz Daddy? - uniosłam brwi. -Nie, to niemożliwe. - pokręciłam głową, na co ona wzruszyła tylko ramionami.
-To wszystko wydaje się niemożliwe, a jednak się dzieje. Ale Dan powiedziała, że przyłapała go kilka razy na fajce.
-Ale Liam? Od kiedy on się tak zachowuje? Przecież jak go poznałyśmy, był taki spokojny i rozsądny.
-Od jakiegoś czasu jest jakiś inny, zauważyłaś?
-Mhm. - zamyśliłam się i nagle coś mi się przypomniało. -Pamiętasz ten dzień, kiedy chłopaki tak strasznie się upili? Payno też wtedy z nimi pił, a przecież zawsze się ograniczał.
-A oni nie chcieli nam powiedzieć, czemu to zrobili.
-Dokładnie. Nie wydaje ci się to podejrzane?
-Od początku. - przyznała. -Ale nie chciałam dramatyzować jak zwykle.
-Patrycja, wydaje mi się, że te wszystkie zdarzenia są ze sobą powiązane.
-To, jak Harry naskoczył na Domi, jej wypadek, ten facet, który mnie zastraszał, pijani chłopcy, wypadek Zerrie, a teraz jeszcze Niall... Trochę tego dużo. Nie chcę krakać, ale boję się, że to nie koniec. Mam złe przeczucia.
-Ale czemu? - zastanowiłam się na głos.
-A bo ja wiem? - rozłożyła ręce. -Ale poważnie zaczynam się bać.
-Harry wynajął Domi ochroniarza, czyli to znaczyło, że chyba faktycznie potrzebna nam opieka.
-Ta. - przytaknęła smutno.
-Kiedy porozmawiamy o tym z chłopakami? - zapytałam po chwili cicho i niepewnie. Przyjaciółka przetarła zmęczone oczy i schowała twarz w dłoniach.
-Nie wiem. Paula, ja już nic teraz nie wiem. Mam totalny mętlik w głowie. Być może to po prostu skutki sławy chłopaków, może to normalne w tym świecie. Albo to po prostu głupi zbieg okoliczności, może my przesadzamy, wymyślamy sobie jakieś niestworzone historie, że ktoś się na nas uwziął, a być może to wcale nie jest prawda. Nie wiem, może to wszystko to tylko nasz wymysł, doszukujemy się czegoś, czego nie ma?
-Wątpię. - wpatrywałam się nieobecnie w kubek. -Widziałam dzisiaj jak chłopaki rozmawiali z Niallem. To była chyba dosyć dziwna i nerwowa rozmowa, tak mi się wydaje.
-Słyszałaś, o czym gadali?
-Nie, ale widziałam jak się zachowywali. Jakby byli podzieleni na dwie grupy i o czymś zawzięcie dyskutowali. Sama widziałaś, że zachowywali się jakoś dziwnie. - popatrzyłam na nią, a ona zamyśliła się, jakby próbowała to sobie przypomnieć.
-W sumie tak. Od jakiegoś czasu udają, że wszystko okay, ale widać, że tak nie jest. Liam pali, Niall ukrywa przed tobą różne rzeczy, nic nam nie mówią, Harry stał się nagle bardzo ostrożny, Louis też zaczął z fajkami... Trzeba przyznać, dużo się dzieje. - westchnęła.
-No. - potaknęłam nieobecnie, ale zaraz coś sobie uświadomiłam. -Jak to "Louis zaczął z fajkami"?
-Nie jestem tego pewna, ale od niedawna czuć od niego dym papierosowy. Być może Zayn przy nim pali i to dlatego, ale nie mam pewności. Poza tym wiesz, jaki jest Tommo. Do najgrzeczniejszych nie należy, więc wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to była prawda. Jak myślisz, po co teraz poszli się "przewietrzyć"? - smutno spojrzała za okno, robiąc cudzysłów w powietrzu. Podążyłam za jej wzrokiem.
-Są dorośli, chyba wiedzą, co robią.
-Miejmy taką nadzieję...
Po kilku minutach wróciłyśmy na piętro. Pod salą, gdzie leżał Niall było ogromne zamieszanie. Reszta naszej grupy stała z bladymi twarzami, a dookoła biegali lekarze i pielęgniarki.
-Co tu się dzieje? - zapytałam ich, ale wystarczającej odpowiedzi udzieliła mi pielęgniarka biegnąca w naszą stronę.
-Odsunąć się! - krzyknęła do nas, a potem do osoby za sobą. -Defibrylator do sali 307, szybko! Młody chłopak dostał zapaści, ruszać się!
Wbiegli do sali i zasłonili zasłony. Poczułam jak momentalnie odpływa ze mnie krew. Ręce zaczęły mi się trząść i nie wiedziałam, co się dzieje. Jedyne co słyszałam to piskliwy, ciągły dźwięk, dochodzący zza drzwi. Przecież mieli przeprowadzić tą operację i przywieźć go z powrotem. Zdrowego. Obiecał mi. Przecież mi to obiecał!
-Proszę pani. - Harry złapał biegnącą kobietę. -Co z Niallem? Przecież wszystko miało być dobrze. - spytał przerażony. Powoli zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie płakałam, ale było mi potwornie zimno. Przecież Niall obiecywał, że wróci cały i zdrowy!
-Z Niallem? - zdziwiła się kobieta.
-Tak, z Niallem Horanem. - potwierdził szybko Harry. -Miał operację kolana, przedtem był w tej sali i miało nie być żadnych komplikacji.
-Ale tu nie leży pan Horan. Jeśli miał operację chirurgiczną, to zapewne przewieźli go na salę pooperacyjną. 2 piętro, pokój 93. - szybko wyjaśniła, po czym powróciła do swoich obowiązków. Momentalnie pobiegliśmy we wskazanym kierunku i znaleźliśmy pokój. Pierwsza weszłam (wtargnęłam) do środka i dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam Nialla leżącego na łóżku i uśmiechającego się do nas, uspokoiłam się. Szybko do niego podbiegłam i przytuliłam tak mocno, jakby od tego miało zależeć moje życie. Wtedy poczułam, jak zaczynają płynąć litry łez po moich policzkach.
-Hej, księżniczko. Co się stało? - spytał zdziwiony chłopak. Zaczęłam desperacko całować każdy centymetr jego twarzy i znowu mocno go uścisnęłam. -Nie wiem, co się stało, ale podoba mi się twoja reakcja. - zaśmiał się.
-Boże, tak się bałam, że to prawda. - szlochałam.
-Ale o co chodzi? - nadal był zdezorientowany moim wylewnym zachowaniem.
-W tym pokoju, gdzie leżałeś wcześniej, jest pacjent, któremu stanęło serce, a nam nikt nie powiedział, że ciebie przenieśli. - wyjaśniła Perrie.
-Myśleliśmy, że to ty. - dodałam cicho, delikatnie się od niego odsuwając, bo zapewne powoli zaczynałam go przyduszać. Ni tylko uśmiechnął się lekko i położył dłoń na moim policzku, wycierając kciukiem łzy.
-Przecież obiecałem, że wrócę.
***
*2 tygodnie później*
-Dzień dobry wszystkim! - zeszłam do kuchni i radośnie przywitałam się z domownikami szykującymi śniadanie.
-No hej. Czemu dzisiaj tak wcześnie, śpiochu? - uśmiechnęła się Domi, wstawiając wodę po uprzednim poczochraniu Hazzy.
-Bo dzisiaj wypisują Nialla ze szpitala. Nareszcie, strasznie mi go brakowało. No właśnie, skoro już o tym mowa. Harry?
-Mhm? - spojrzał na mnie, żując kanapkę.
-Mógłbyś mnie zawieźć dzisiaj, żeby go odebrać?
-Ja mogę to zrobić. - wtrącił się Tommo.
-Louis, nie gniewaj się, ale chyba czułabym się bezpieczniej, jadąc z Harrym. - rzuciłam przepraszające spojrzenie.
-Sugerujesz, że ja jeżdżę niebezpiecznie?
-Po prostu lubisz robić nieprzewidziane manewry, a Hazz tego nie robi, jeździ trochę ostrożniej. Czuję się z nim odrobinę pewniej.... Ale jesteś oczywiście świetnym kierowcą, Louis, tylko...
-Widzisz? - zaśmiał się szyderczo Styles, spoglądając na przyjaciela z wyższością. -Kobiety czują się ze mną bezpieczniejsze niż z tobą.
-Bo ty się wleczesz, nie jedziesz! - odgryzł się Lou w obronie.
-Wcale się nie wlokę!
-Mam ci przypomnieć ten wyścig, który wygrałem? - uśmiechnął się sarkastycznie.
-Po prostu miałeś szczęście. - wzruszył obojętnie ramionami.
-Nadal tak uważasz? Wtedy niewystarczająco sponiewierałem twoje ego i mam ci skopać tyłek jeszcze raz? - uniósł wyzywająco jedną brew.
-Chłopaki, przestańcie. - przerwałam im.
-Naprawdę nie czujesz się bezpieczna, jadąc ze mną? - udawał obrażonego, po czym zwrócił się w celu obrony do Patrycji. -Patrysiu, ty będziesz ze mną jeździć, prawda? Ty się czujesz bezpiecznie przy mnie, prawda?
Dziewczyna spojrzała najpierw nas nas, a potem na niego, nie do końca przekonana. Zapewne stanęły jej przed oczami wszystkie sytuacje Louisa za kierownicą, kiedy próbował się popisać, a nie wychodziło mu to.
-Tomlinson, proszę cię. - przewróciła oczami. -Zaraz herbata ci wystygnie, daj spokój. - zbyła go, co wywołało u nas śmiech.
-Paula, o której chcesz jechać? - już na poważnie spytał Harry.
-Za godzinę będzie okay?
-Dobra. - spojrzał na zegarek. - Po południu lecimy do studia, więc zdążę wrócić.
-Dzięki. - wyszczerzyłam się, na co puścił mi oczko i powrócił do konsumpcji kanapki podsuniętej mu troskliwie przez Dominikę. Po skończonym śniadaniu ubrałam się i wsiedliśmy w samochód. Na drodze było dosyć ślisko, ale tak jak się spodziewałam, Harry jechał bardzo ostrożnie. -Hazza, myślisz, że Louis się na mnie obraził za to, co mu powiedziałam? - spytałam ostrożnie. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami z rozbawieniem.
-Pytasz serio?
-Jasne.
-Oczywiście, że się nie gniewa. - zaśmiał się pod nosem, powracając wzrokiem na drogę. -Żartował. Przecież wiesz, jaki on jest. Tylko udawał.
Rozmawialiśmy na luźne tematy, więc pomyślałam, że zapytam Harry'ego o to, co mnie zastanawia od jakiegoś czasu.
-Harry, co się dzieje? Widziałam, jak zachowywaliście się wtedy, kiedy Niall miał wypadek i widzę, że coś ukrywacie. O co chodzi?
Chłopak spojrzał na mnie poważnie, ale widziałam w jego oczach zdezorientowanie. Dokładnie w tym samym momencie coś uderzyło nas od tyłu. To działo się w ciągu sekundy. Harry próbował wyhamować, gdzieś skręcić, zrobić cokolwiek, a ja krzyczałam. Nawet nie wiedzieliśmy, kiedy uderzyliśmy w coś przed nami. Później widziałam już tylko pękającą przednią szybę i coś co strasznie kłuło mnie w brzuch. Spojrzałam przerażona obok i ujrzałam nieprzytomnego Harry'ego z głową opartą na kierownicy. Krew delikatnie sączyła się z jego rozciętego czoła.
-Harry! - potrząsnęłam jego ramieniem, ale nie wywołało to żadnej reakcji. Przyłożyłam dwa palce do jego szyi i na szczęście wyczułam puls. -Harry, ocknij się, błagam!
Nadal nie reagował, za to mój brzuch bolał coraz mocniej. Spojrzałam w dół i kątem oka zobaczyłam plamę krwi. Od razu zrobiło mi się słabo. Mimo ogromnego bólu wzięłam głęboki oddech i drżącymi rękami wyjęłam telefon. Wystukałam odpowiedni numer, po czym chaotycznie się przedstawiłam i podałam nazwę drogi.
-Ile osób jest rannych?
-Dwie. Mój przyjaciel jest nieprzytomny, ale oddycha, szyba jest rozbita, ma rozcięte czoło, uderzyliśmy w coś...
-Proszę się uspokoić. - opanowanie, ale stanowczo powiedziała kobieta. -Czy pani też jest ranna?
-Tak, ja chyba... bardzo boli mnie brzuch. Proszę szybko nam pomóc. - powiedziałam ostatkiem sił, oczy same mi się zamykały i czułam, że zaraz nie będę kontaktować.
-Już wysyłam karetkę, proszę spróbować pozostać w przytomności. - usłyszałam potwierdzenie, a potem, nawet nie wiem kiedy, nastąpiła ciemność.
***
-Halo, panno Lewandowska? Słyszy mnie pani? - dobiegł mnie jakiś obcy głos.
-Kiedy ona odzyska przytomność? - usłyszałam też głos Nialla. Był zdenerwowany i wystraszony.
-Za niedługo powinna się rozbudzić, narkoza lada chwila przestanie działać.
Powoli zmusiłam się do uchylenia powiek, co wcale nie było takie łatwe. Byłam senna jak nigdy.
-Chyba się budzi. Paula. Paula, księżniczko, słyszysz mnie? - złapał moją dłoń, a ja ponownie postarałam się otworzyć oczy i tym razem ich nie zamknąć. Blondyn siedział na krześle obok mnie i pocałował zewnętrzną stronę dłoni, patrząc na mnie z ulgą. -Księżniczko, tak się bałem.
-Co się stało? - zapytałam słabo.
-Miała pani lekki krwotok wewnętrzny i kawałek szkła w brzuchu. - wyjaśnił lekarz, a ja skrzywiłam się na samo wyobrażenie. -Całe szczęście, że pani zadzwoniła po karetkę, bo w innym wypadku by było nieciekawie. Nie każdy potrafi zachować zimną krew w takim przypadku. Gratuluję. - uśmiechnął się pocieszająco, sprawdzając w międzyczasie mój puls i zapisując coś. -Jeżeli nie będzie żadnych komplikacji, za pięć, może sześć dni wypiszemy panią. Teraz proszę odpoczywać i zbytnio się nie ruszać.
-Dobrze, nie mam najmniejszego zamiaru. - odwzajemniłam uśmiech, a kiedy lekarz wyszedł, zaraz do sali wpadli Danielle, Perrie z Zaynem i Patrycja. Od razu zaczęli mnie ściskać, pytać, jak się czuję, co mi przynieść i tak dalej. W końcu Niall ich wygonił, chcąc porozmawiać ze mną.
-Bardzo cię boli? - zapytał z troską.
-Trochę. Długo tu siedziałeś przy mnie?
-Jak tylko przywieźli cię z bloku operacyjnego. Przedtem byłem chwilę u Harry'ego.
-No właśnie, Harry. - przypomniałam sobie ze strachem. -Co z nim?
-Nie martw się, nie jest źle. Ma delikatny uraz odcinka szyjnego kręgosłupa. Przez kilka tygodni będzie chodził w kołnierzu usztywniającym. Spokojnie, Dominika i reszta są teraz przy nim. I kazał ci podziękować.
-Mnie? - zdziwiłam się. -Za to, że go w to wpakowałam i to przeze mnie?
-Nie. Za uratowanie życia.
-Nie przesadzaj. - machnęłam ręką. -Nic takiego nie zrobiłam. Tylko zadzwoniłam po pomoc, to nic takiego, serio. Beze mnie też by dał sobie radę. - uśmiechnęłam się.
-Paula, zastanawiam się nad jedną rzeczą. - zaczął chłopak po uprzednim dokładnym wpatrywaniu się we mnie. -Przez te dwa tygodnie, od kiedy tu jestem, nie chodziłaś na treningi, prawda? - spytał poważnie, a ja spuściłam wzrok.
-Zrezygnowałam z gry. - przyznałam cicho.
-Dlaczego?
-Bo nie chcę do emerytury zajmować się piłką. To było fajna przygoda, chciałabym od czasu do czasu zagrać rekreacyjnie, ale na stałe wolę zająć się czymś innym.
-Masz już jakiś pomysł?
-W pewnym wydawnictwie szukają rysownika do komiksów. Co ty na to?
-Uważam, że to dobry pomysł, jeśli tylko będziesz naprawdę szczęśliwa. Czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?
-Sama nie wiedziałam, co chcę robić i nie chciałam cię zamartwiać, kiedy tu byłeś.
-Księżniczko, przecież wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko. Zawsze. - z troską cmoknął znowu moją dłoń, a ja pogładziłam jego włosy.
-Wiem, Ni.
-Teraz potrzebujesz dużo jedzenia, picia, spania i odpoczynku.
A jak cię wypiszą, to pojedziemy gdzieś razem, co ty na to?
-A gdzie?
-A dokąd byś chciała? - z uśmiechem uniósł jedną brew.
-Do Irlandii, do twoich rodziców.
-Serio chcesz tam pojechać? - zdziwił się, a ja przytaknęłam. -No, skoro chcesz, to za kilka dni lecimy do Mullingar, księżniczko.
-Uwielbiam, kiedy tak do mnie mówisz. - westchnęłam rozmarzona, na co on lekko się zaśmiał pod nosem.
-Urocza jesteś, wiesz?
-Ty bardziej. - drażniłam się.
Powoli wstał z krzesła i schylił się, by złożyć mały pocałunek na moich ostach. Wziął swoje kule i odsunął się.
-Idę sprawdzić, co z Harry'm. Za chwilę do ciebie wrócę, okay?
-A co z twoją nogą?
-Nie martw się, dam sobie radę, to niedaleko. - uśmiechnął się pokrzepiająco i opierając na kulach, wyszedł z sali. Chciałam odrobinę odpocząć, ale zadzwonił telefon Nialla, który zostawił na szafce obok mojego łóżka. Dzwonił kilka razy. W końcu postanowiłam go odebrać. Przesunęłam palcem po ekranie, ale okazało się, że tym razem to była wiadomość, którą niechcący otworzyłam. Momentalnie podniosło mi się ciśnienie, kiedy mimowolnie ją przeczytałam.
" To było ostatnie ostrzeżenie, Horan. Koniec zabawy. Nie spodziewajcie się, że następnym razem ktoś przeżyje..."
Rewolucję czas zacząć! Nie wiem jak Was, ale mnie rajcuje taki przewrót akcji. No i ta wiadomość na końcu.... W takiej sytuacji aż prosi się, żeby zacytować pana Jurka Owsiaka: OJ, BĘDZIE SIĘ DZIAŁO!
No i co do tego, kiedy wstawiłam ten rozdział... Tak, wiem, zawaliłam sprawę i zasługuję na zlinczowanie publiczne przy pręgierzu :D Ktoś chętny? xD
Mrs. Carrot