wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 63

*Oczami Harry'ego*


Obudził mnie krzyk Dominiki. Gwałtownie usiadłem na łóżku, a obok siedziała ona, cała spocona i ciężko dyszała. Była wyraźnie przestraszona.

-Misiu, co się stało? - spytałem szeptem. Spojrzała na mnie i odetchnęła z niekrytą ulgą. Przysunęła się bliżej mnie i mocno we mnie wtuliła.

-Jak dobrze, że jesteś, Harry.

-Miałaś koszmar?

-Straszny. Tak bardzo się bałam, był bardzo realistyczny.

-Już wszystko dobrze, to był tylko głupi sen. Jestem tutaj. - tuliłem ją do siebie i pocałowałem w czubek głowy. Czułem na piersi jej łomoczące serce. Po kilku minutach uspokoiła się i odlepiła ode mnie. Spojrzała tak, jakby chciała się upewnić, czy przy niej jestem.

-Która godzina?

-6 rano. Połóż się jeszcze spać.

Pokiwała głową i opadła na poduszkę.

-Połóż się ze mną. - poprosiła, więc to zrobiłem. Nie mogłem już zasnąć. Upewniłem się, że dziewczyna śpi i wymsknąłem się z łóżka. Już się rozwidniało, więc postanowiłem trochę pobiegać. Ubrałem się w jakieś dresy, po czym wyszedłem na chodnik przed domem. Ulica była pusta, wokół nikt się nie kręcił. Odetchnąłem głęboko i poczułem jeszcze chłodne marcowe powietrze. Już niedługo kwiecień, a w Londynie nadal zimno. Jak zwykle zresztą. Pobiegłem do pobliskiego parku, trochę się rozciągnąłem i już miałem wracać, kiedy zadzwonił telefon.

-Dzień dobry, Harry.

-Ah, to pan, panie Jefferson. Witam.

-Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.

-Nie, już jestem na nogach.

-To wspaniale. Zapomniałem ci powiedzieć o tym wczoraj, więc zadzwoniłem do ciebie dzisiaj z samego rana.

-Coś się stało w domu?

-Nie, wręcz przeciwnie. Mam dobre wieści. Skończyliśmy. - oznajmił radośnie.

-Tak szybko? - zdziwiłem się.

-Tak, przybyło nam kilku pracowników i poszło dużo szybciej niż się spodziewałem. Ale to nie jest dla ciebie problem?

-Nie, nie. To cudownie, bardzo się cieszę, że to już. Dziękuję panu i proszę ode mnie podziękować całej ekipie.

-Na pewno to zrobię, Harry.

-Kiedy moglibyśmy się wprowadzić, w takim razie?

-Dom od wczoraj jest gotowy. Możecie to zrobić w każdej chwili.

-Hmmm... - spojrzałem na zegarek. -Pasowałoby panu za trzy godziny?

-Oczywiście. Będę na was czekał przed domem z kluczami.

-Dziękuję bardzo. Do zobaczenia.

Spojrzałem w górę na rozpogadzające się niebo i uśmiechnąłem się sam do siebie. Harry, małolacie, rozpoczynasz dziś nowy etap w swoim życiu.
Wróciłem do domu, wziąłem prysznic i przebrałem się. Potem zrobiłem śniadanie i poszedłem obudzić Dominikę. Nachyliłem się, by ją pocałować, ale zanim zdążyłem to zrobić, moje loki ją połaskotały. Obudziła się wystraszona i od razu się podniosła, przez co uderzyła czołem w moje. Odsunąłem się, masując bolące miejsce.

-Co ty wyprawiasz? Nie strasz mnie. Ała... - skrzywiła się, dotykając czoła.

-Przepraszam. Chciałem dać ci buziaka, żeby cię obudzić.

Westchnęła, uśmiechając się lekko i nadstawiła usta, a ja pocałowałem ją delikatnie.

-Chodźmy na śniadanie. - zaproponowałem. Wziąłem ją za rękę i poprowadziłem do kuchni. Jedliśmy w ciszy i widziałem, że coś nie gra. -Czemu jesteś taka smutna?

-Nadal myślę o tym koszmarze.

-Chodź. - pociągnąłem ją do siebie, odrywając od zmywania naczyń. -Chcesz mi powiedzieć, co ci się śniło? - posadziłem ją sobie na kolanach.

-Ten wypadek, który miał Louis... Śniło mi się, że to ty byłeś na jego miejscu. Przyjeżdżałam do szpitala, ciągle płakałam. Twój stan był beznadziejny. Reanimowali cię, ale... nie udało im się. - wzdrygnęła się na samo wspomnienie. Przytuliłem ją do siebie.

-To był tylko sen. Już jest okay.

-Wiem, wiem, ale to wyglądało tak realistycznie. Od czasu wypadku Louisa minął ponad miesiąc, a ja ciągle o tym myślę i nie mogę się pozbierać. Zastanawiam się, co czuła Patrycja.  To musiało być okropne. Harry, gdyby tobie coś się stało, ja nie wiem, czy bym to wytrzymała. Tak bardzo się o ciebie bałam we śnie. A co, jeśli mafia napadłaby wtedy na ciebie? Boże, nawet nie chcę o tym wszystkim myśleć. - objęła mnie mocniej.

-To zamknięty rozdział. Postaraj się o tym zapomnieć. Już teraz wszystko będzie dobrze. Naprawdę. Obiecuję ci to.

-Obiecujesz? - wzięła moją twarz w dłonie i popatrzyła mi w oczy.

-Tak.

Pocałowała mnie długo i delikatnie, a gdy się odsunęła, było widać, że już ma dużo lepszy humor. Uśmiechnąłem się szeroko.

-A teraz mam dla ciebie niespodziankę. Idź na górę i spakuj wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.

-Po co? - zmarszczyła brwi.

-Jak ci powiem, to już nie będzie niespodzianka.

-Znowu gdzieś lecimy?

-Nie.

-Jedziemy gdzieś?

-Można tak powiedzieć. - odparłem powoli.

-Daleko?

-Nie zadawaj pytań, tylko pakuj się i wyjeżdżamy.

-Na jak długo? Nie wiem, ile rzeczy mam spakować.

-Najwięcej jak zmieścisz. Po południu i tak wrócimy po kolejne.

-Co to znaczy? - popatrzyła podejrzliwie.

-Nic więcej ci nie powiem. Masz godzinę na spakowanie. - cmoknąłem ją w policzek, po czym oboje poszliśmy się pakować.



***


-Długo będziemy jechać? - spytała dziewczyna, zapinając pasy w samochodzie.

-Za pół godziny będziemy na miejscu. - uśmiechnąłem się i odpaliłem silnik. Tak jak mówiłem, podróż nie zajęła nam dużo czasu. Dojechaliśmy wreszcie na obrzeża Londynu, gdzie było dużo spokojniej, więcej zieleni i stały urocze domki.

-Harry, czemu kazałeś mi się pakować, skoro jedziemy do Louisa i Patryśki? - zdziwiła się Domi, kiedy zobaczyła niedaleko ich nowy dom, do którego niedawno się przeprowadzili.

-Nie jedziemy do nich. Poczekaj.

Pojechaliśmy dwie ulice dalej i zaparkowałem na podjeździe przed wielkim beżowym domem z czerwonym dachem.

-Jesteśmy w domu. - wyszczerzyłem się, odpinając pas. Dominika, chociaż nie do końca była świadoma, o co chodzi, wysiadła z auta i podążyła za mną. Wziąłem ją za rękę i podszedłem na taras, gdzie czekał starszy facet. -Witam, panie Jefferson. - podałem mu rękę, po czym wskazałem na moją towarzyszkę. -A to jest Dominika, moja dziewczyna.

-Bardzo mi miło panią poznać. - uśmiechnął się do niej. Domi przywitała się z nim, rozglądając niepewnie. -Dom jest gotowy, z wielką przyjemnością go wam przekazuję i mam nadzieję, że będziecie w nim szczęśliwi. Witajcie w domu. - uśmiechnął się serdecznie, przekazując jej kluczyki.

-Dziękujemy panu bardzo. - uścisnąłem mu dłoń i popatrzyłem na oszołomioną Dominikę, która wpatrywała się w kluczyki w jej palcach. Cmoknąłem ją w czoło, obejmując ramieniem. -To nasz dom, kochanie.

-Ale... Będziemy tu teraz mieszkać? - spytała cicho, spoglądając na mnie.

-Tak. Jeśli ci się spodoba, oczywiście.

-Dziękuję, Harry. Dziękuję! - rzuciła mi się w ramiona i pocałowała mocno. -Kocham cię tak bardzo.

-Ja ciebie też. A teraz chodź, obejrzymy go. - oplotłem jej talię i otworzyłem drzwi. Weszliśmy do przestronnego holu i rozejrzeliśmy się dookoła. Byłem tu już wcześniej, kiedy dom był w stanie surowym, ale to, co zrobił Jefferson z ekipą wykończeniową i dekoratorami było wspaniałe.

-Wow, jest bardzo stylowo urządzony. Naprawdę mi się podoba. - oznajmiła Domi z zachwytem.

-Jeśli coś ci się nie spodoba, możesz to zrobić po swojemu.

-Nie, nie, nie. Wszystko jest idealnie. - zapewniła mnie, cmokając lekko w usta. -Oprowadź mnie po domu.

Wziąłem ją za rękę i pociągnąłem w lewą stronę.

-To jest kuchnia, jak widzisz. Będę ci gotował w tym moim królestwie.

 -Marmurowe blaty, wiszące i stojące szafki, bardzo funkcjonalne. Duża lodówka, kuchenka, zlew i inne potrzebne pierdoły. - wygłupiałem się, otwierając wszystko po kolei i opowiadając to nadmiernie podekscytowanym głosem, co wywołało u dziewczyny śmiech. Podszedłem do drzwi obok i teatralnie je rozsunąłem. -Taa daaam! Jadalnia. Zapraszam panią. - ukłoniłem się i wskazałem, aby weszła do środka. Zrobiła to, nadal się ze mnie śmiejąc.

Wskoczyłem na stół i przechadzałem się po nim jak po wybiegu. -Dębowy stół, po rozłożeniu ma 4 na 1,5 metra. Jak widzisz, jest wytrzymały, elegancki i w razie potrzeby służy nie tylko do spożywania posiłków. - poruszyłem zabawnie biodrami.

-Harry, ty zboczeńcu. - ofuknęła mnie żartobliwie, na co tylko zrobiłem oburzoną minę.

-O czym ty myślisz, kobieto? Miałem na myśli to, że można na nim... uhm... tańczyć! - wyrzuciłem ręce w powietrze, kręcąc się dookoła i przez przypadek zawadziłem ręką o wiszący wielki żyrandol.

 Dominika pokładała się ze śmiechu, a ja, chichocząc pod nosem z mojej niezdarności, chwyciłem go i przytrzymałem, żeby przestał się bujać. -Chyba jednak nie będziemy mogli tu tańczyć. Przynajmniej ja. - ostrożnie zszedłem ze stołu i poprowadziłem dziewczynę dalej. Oprowadziłem ją po pozostałej części domu, co zajęło nam ponad godzinę. Usiedliśmy w salonie odrobinę zmęczeni.

-Whoa, z zewnątrz ten dom nie wydaje się taki wielki. - stwierdziła Domi.

-Owszem, jest całkiem spory.

-Całkiem spory? On jest ogromny. - zauważyła. -Jest prześliczny. Czuję się tu jak u siebie.

-Więc witaj w domu, kochanie. - przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w policzek.

-Wiesz co, Harry? - odezwała się po dłuższej chwili. -Trochę tu pusto. Przyzwyczaiłam się już do tego, że mieszkam z kilkoma osobami.

-W tamtym domu mieszkaliśmy w szóstkę. Mnie też będzie ich brakowało.

-Tamten dom opustoszał już wtedy, gdy Louis i Patrycja się wyprowadzili.

-I tak by to kiedyś nastąpiło. Założyli rodzinę, będą mieli dziecko, przyda im się teraz własny dom.

-Wiem, ale brakuje mi ich. Tych ich codziennych wygłupów, krzyków, śmiechu. I będzie mi brakowało codziennych sprzeczek Nialla i Pauli. Wiesz, nawet będę tęsknić za tym bałaganem w kuchni, który robili. - westchnęła, opierając głowę na moim ramieniu.

-Za państwem Anderson, za naszymi kłótniami o łazienki. - dodałem z lekkim uśmiechem, przypominając to sobie. -Zawsze mieliśmy pustą lodówkę i bałagan w kuchni.

-I ciągle było słychać gitarę Nialla. - uśmiechnęła się pod nosem. -I was, jak sobie podśpiewywaliście cicho.

-Często bałem się, żeby Paula nie wybiła okna piłką, kiedy grała przed domem.

Domi zachichotała i odwróciła się w moją stronę.

-A pamiętasz, kiedy Patryśka zbiła wazon?

-Ten "nieśmiertelny" wazon?

-Ten. - przytaknęła.

-No jasne. - zaśmiałem się. -Boże, jak my go nienawidziliśmy, kiedy Liam go kupił. Był okropny i nikt nie mógł się go pozbyć.

-Wiesz co? Kochałam te nasze nocne maratony filmowe. Mieliśmy oglądać jakieś filmy, a zawsze kończyło się tak, że każdy komentował i w końcu rzucaliśmy się popcornem. To było genialne.

-Ja i Patryśka rano musieliśmy to sprzątać. - odchrząknąłem, czując się poszkodowany. -A pamiętasz, jak zarwałaś swoje łóżko? - wyszczerzyłem się.

-Nie zarwałam go! - zaprotestowała. -Ono było popsute. Nie wiem, jak to się stało. Ale za to pamiętam, jak zostałeś wyniesiony do sąsiadów, kiedy spałeś. Chyba pół ulicy cię słyszało, jak krzyczałeś.

-To wcale nie było zabawne. - fuknąłem. -Pamiętasz, kiedy Niall chciał podpalić kuchnię?

-To nie był Niall. To Paula podgrzewała zupę.

-Nie mówię o tym. Niallowi zapaliły się nuty do gitary na stole.

-Aaa... wtedy. - zaśmiała się. -Do tej pory się nie przyznał, jak to się stało?

-Nie chce powiedzieć. - pokręciłem głową i oboje westchnęliśmy.

-Będzie mi tego wszystkiego brakowało.

-Wiem o czym mówisz. - zgodziłem się. -Jeszcze do niedawna wszyscy byliśmy jak dzieci, a teraz dużo się pozmieniało. Stajemy się prawdziwie dorośli, trochę mnie to przeraża. - przyznałem szczerze.

-Mam dokładnie tak samo. - pokiwała głową.

-Misiu?

-No?

-Czy to oznacza, że ja też powinienem ci się zaraz oświadczyć? - spytałem niepewnie. Dziewczyna najpierw popatrzyła na mnie zdziwiona moim pytaniem, ale potem powróciła do swojej poprzedniej pozycji i mocniej się we mnie wtuliła.

-Kiedyś może to się stanie. Ale teraz jest mi dobrze tak jak jest.

-Uff, to dobrze, bo już się bałem, że będziesz chciała mnie jak najszybciej zaciągnąć do ołtarza. - z udawaną ulgą położyłem dłoń na sercu.

-Ej! Bo zmienię zdanie. - dźgnęła mnie palcem w żebra, udając obrażoną, a chwilę później oboje się roześmieliśmy.

Dwa kolejne dni wyglądały identycznie. Wstawaliśmy rano, pakowaliśmy rzeczy, jechaliśmy do nowego domu, żeby je rozpakować, wracaliśmy po kolejne rzeczy, zawoziliśmy je, a wieczorem zmęczeni kładliśmy się spać. Tak więc byliśmy niezmiernie szczęśliwi, kiedy już całkowicie się przeprowadziliśmy i mogliśmy trochę odpocząć. Spaliśmy do późna, a kiedy się obudziliśmy, popatrzyliśmy na siebie uśmiechnięci.

-Nasz dom. - szepnęła podekscytowana Domi.

-Nasz dom. - przytaknąłem.

-Nawet nie wiesz, jaka jestem tu szczęśliwa. - przytuliła się do mnie, zasypując mnie pocałunkami. -Dziękuję ci! Dziękuję, dziękuję! Kocham cię.

-Ja ciebie też. - pogładziłem jej włosy. -Pójdę zrobić nasze pierwsze śniadanie w nowym domu.

Zszedłem więc na dół do kuchni i zabrałem się za przygotowywanie. Nic specjalnego, zwykłe tosty i bekon. Kiedy już kończyłem rozstawianie talerzy, przyszła Domi. Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Widziałem, że była bardzo radosna.

-Stało się coś?

-Tak. - odparła tajemniczo, przegryzając tosta. -Przed chwilą dostałam telefon. Zaproponowano mi pewną pracę. - uśmiechnęła się, a ja uniosłem brwi w zdziwieniu.

-Jaką?

-Jakiś producent wyhaczył mój głos. Spodobał mu się, więc zaproponował mi nagranie ścieżki dźwiękowej do pewnej bajki i dubbingowanie jednej z postaci. - oznajmiła podekscytowana. Uśmiechnąłem się szeroko.

-Wow, to naprawdę super. Zgodziłaś się?

-Ta propozycja tak mi się spodobała, że od razu powiedziałam "tak".

-To wspaniale! Jestem z ciebie taki dumny. - podszedłem do niej i mocno pocałowałem.

-Czuję, że to będzie nowy cudowny etap w naszym życiu.

-Też tak uważam. Myślę, że czeka nas wiele świetnych niespodzianek. - zgodziłem się i w tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. -Spodziewasz się kogoś?

-Nie. - odparła zdziwiona. -Otwórz, może to nasi pierwsi goście.

Podszedłem do drzwi i je otworzyłem.

-Gemma? - zdziwiłem się, widząc moją siostrę, do tego całą zapłakaną.

-Harry. - zaszlochała i wpadła mi w ramiona. Mocno ją przytuliłem i zaprowadziłem do salonu, sadzając na kanapie.

-Kto przyszedł? - spytała Dominika, wchodząc do pomieszczenia, ale gdy ujrzała dziewczynę, o razu podeszła do niej zmartwiona. -Gemma? Co się stało?

-Ja... Harry... Ja.... jestem w ciąży. - wydukała między szlochami. Ta informacja całkowicie mnie zszokowała. Domi miała taką samą minę jak ja. Moja mała siostrzyczka... Będzie miała dziecko? Moja ukochana Gemma... Zupełnie nie wiedziałem, co mam powiedzieć. To już kolejna ciąża w naszym gronie. Najpierw Patrycja, teraz ona. To szalone. Podczas kiedy ja nie mogłem wydusić z siebie słowa, Dominika przejęła inicjatywę, gładząc jej pocieszająco plecy.

-Gemma, to dobra wiadomość. Dziecko to skarb. Od wielu lat chodzisz z Jeremym, kochacie się, jesteście szczęśliwi, więc to cudowna wiadomość.

-Nie rozumiesz. - westchnęła dziewczyna, powoli się uspokajając. Aż się we mnie zagotowało, kiedy przeszła mi przez głowę pewna myśl.

-Zrobił ci coś z tego powodu? - spytałem wściekły, chociaż wiedziałem, że Jeremy jest dobrym i spokojnym facetem. Pokręciła głową na moje pytanie. -Uderzył cię?

-Nie, Harry.

-Wyrzekł się tego dziecka?

-Nie.

-Wyrzucił cię z domu?

-Harry, przestań. - upomniała mnie Domi, widząc, że dziewczyna znowu zaczyna płakać. -Csiii, przestań.

-Więc czemu płaczesz? - spytałem już spokojnie.

-Bo on jeszcze nic o tym nie wie. Wiem, że chciał mieć dziecko wtedy, gdy się ustatkujemy, weźmiemy ślub i tak dalej. Ale... wyszło nie po kolei.

-Boisz się, jak zareaguje? - zgadła Domi, a Gemma przytaknęła.

-A co, jeśli będzie wściekły?

-On cię kocha, siostrzyczko. - zapewniłem ją. -Tyle lat jesteście razem, to mogło się zdarzyć. Znam go i jestem pewien, że cię nie zostawi z tego powodu. To dobry i rozsądny facet.

-Kiedy się o tym dowiedziałaś? - spytała Dominika.

-Dzisiaj rano się upewniłam, ale podejrzewałam to od jakiegoś czasu.

-Teraz jesteś pewnie oszołomiona tym faktem, dlatego tak się martwisz. - stwierdziła. -Na pewno wszystko będzie dobrze.

-Dziękuję wam. Jesteście kochani.

-Więc zostanę niedługo wujkiem. I to podwójnym. - spojrzałem z miłością na siostrę. Jeszcze nie tak dawno bawiliśmy się oboje na podwórku, będąc dziećmi. Ona nadal jest moją kochaną starszą siostrą. I zawsze tak będzie.

-Na to wygląda. - uśmiechnęła się nieśmiało, wycierając ręką policzki. -Myślę, że powinnam powiedzieć mamie.

-Zadzwonię do niej. - zaproponowałem. Wziąłem komórkę i po chwili mama odebrała.

-Hej, Harry.

-Cześć, mamo.

-Co u was?

-Wszystko okay. Dzwonię, bo chciałem cię zapytać, czy miałabyś ochotę wpaść dzisiaj do nas?

-Masz niesamowite wyczucie czasu, synku. - zaśmiała się. -Właśnie jestem w Londynie i miałam zamiar was odwiedzić w nowym domu.

-Super, mamo. Kiedy będziesz?

-Mniej więcej za godzinę.

-Będziemy czekać. Do zobaczenia.

-Pa, Harry,

Postanowiłem kupić trochę rzeczy do jedzenia, bo nasza lodówka świeciła pustkami. Po zakupach wpadłem na chwilę do Louisa i Patrycji, żeby zobaczyć, co u nich. Drzwi otworzył mi uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak.

-Harold? Hej, stary. - przytulił mnie i wpuścił do środka.

-Cześć, Lou. Jak się czujesz?

-Świetnie.

-Nic cię nie boli, nic nie dolega?

-Harry, nie martw się. Jest naprawdę dobrze. Już się wylizałem po tym wypadku. Zostało tylko kilka ran i nadal muszę brać leki. To już zamknięta sprawa, teraz mamy nowe życie. Bez Modest, bez zagrożeń, bez tego całego gówna. Wreszcie możemy zachowywać się jak normalni ludzie. Rozpoczęliśmy nowy rozdział, Hazz.

-No właśnie. A propo's nowego rozdziału. Gemma jest w ciąży.

-Naprawdę? Nasze grono się powiększa. To wspaniale, pogratuluj jej ode mnie. - ucieszył się, klepiąc mnie po ramieniu. -Widzisz? Teraz wszystko się układa. Ja i Patryśka jesteśmy szczęśliwi, będziemy mieli dziecko, ty jesteś szczęśliwy z Domi, kupiliście dom, blondas przy Pauli czuje się jak w raju, tym bardziej, że mają teraz dom na własność. Lanielle i Zerrie też są szczęśliwi, no i jeszcze Gemma. Od wieków nie było tak dobrze i cudownie. To niesamowity czas. Już traciłem nadzieję, że kiedykolwiek tak będzie. Po tej aferze mamy rok odpoczynku, potem kolejny rok na nagranie płyty i dopiero wtedy zaplanujemy następną trasę. Mamy mnóstwo czasu, żeby poukładać sobie życie. Ja się strasznie cieszę, ale ty chyba nie. - spojrzał na mnie badawczo.

-Też jestem z tego powodu szczęśliwy, Lou. Ale nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że tyle się pozmieniało. Każdy z nas prawie zakłada rodzinę. Niall, jak wiesz, już ma kupiony pierścionek dla swojej księżniczki. Louis, a ty zostaniesz ojcem. To ogromna zmiana.

-Wiem, Harry. - spojrzał w górę z szerokim uśmiechem, po czym powrócił na mnie wzrokiem. -I nawet nie masz pojęcia, jaki jestem szczęśliwy z tego powodu.

-Cieszę się twoim szczęściem, Louis. Bardzo się cieszę. I cieszę się, że Gemma zostanie mamą. Tylko że to wszystko dzieje się tak szybko. To mnie trochę przeraża. Tyle się zmienia, a ja nie przepadam za zmianami. - spuściłem głowę.

-Taka jest kolej rzeczy, Hazz. Rodzisz się, dorastasz, a potem sam zakładasz rodzinę.

-Tego się właśnie boję. - przyznałem szczerze, a on uśmiechnął się ze zrozumieniem.

-Jesteś z nas najmłodszy, nie ma co się dziwić. Czujesz presję. Nie rób niczego pod wpływem nas, proszę cię. Wiem, że nie lubisz się spieszyć, wiec tego nie rób. Jeżeli dobrze ci z Dominiką tak, jak jest teraz, to żyjcie w ten sposób. Macie czas na poważniejsze decyzje.

Przyswoiłem to, co mi powiedział i w pełni zgodziłem się z jego słowami.

-Dzięki, Lou. Bardzo mi pomogła ta rozmowa. - przytuliłem go.

-Nie ma sprawy. - uśmiechnął się. Podniosłem się i pożegnałem z nim, kierując się w stronę drzwi. Wsiadłem do samochodu i po kilku minutach byłem już w domu. W salonie zastałem mamę, siostrę i Dominikę, które rozmawiały w najlepsze.

-Co to za babskie zgromadzenie? - zwróciłem na siebie ich uwagę.

-Harry! - mama podniosła się z kanapy i pocałowała mnie na powitanie. Dźgnęła mnie palcem w brzuch i udawała obrażoną. -Czemu nie powiedziałeś mi przez telefon, o co chodzi?

-Przecież to nie moje dziecko. Wolałem, żeby Gemma ci o tym powiedziała. - uśmiechnąłem się. -Pójdę rozpakować zakupy.

-Pomogę ci. - zaproponowała mama i podążyła za mną do kuchni.

-Podoba ci się dom?

-Jest śliczny. Gustownie urządzony. Przestronny i elegancki. Bardzo mi się podoba, synku.

-I co ty na to? - zapytałem, kiedy już wszystko rozpakowaliśmy i oparłem się o blat.

-Na to, że będę babcią? Zaskoczyło mnie to, ale się cieszę.

-Jeremy na pewno będzie dobrym ojcem. Bardzo kocha Gemmę.

-To dobry chłopak. - przytaknęła. -Chodzą ze sobą tyle lat, to było do przewidzenia. Będą fajną rodziną. Robin i wasz tata też się ucieszą.

-Bez wątpienia. - zgodziłem się.

-Harry, czy ty i Domi planujecie coś pod tym kątem? - spytała delikatnie.

-Nie, mamo. - odparłem bez wahania, na co bardzo się zdziwiła, a wręcz nawet oburzyła.

-Nigdy?

-Źle mnie zrozumiałaś. Jest nam dobrze w tej sytuacji. Nie lubimy działać tak szybko. Na razie nie planujemy żadnego ślubu, ani nic z tych rzeczy. Dopiero wprowadziliśmy się do nowego domu. Kocham ją, ale chcę wszystko zaplanować i nie spieszyć się z tym. Poza tym rozmawialiśmy o tym, ona ma takie samo zdanie na ten temat.

-Jestem z ciebie dumna, synku. - uśmiechnęła się lekko, przytulając mnie. -Jesteś bardzo rozsądny. Uwielbiam Dominikę i uważam, że do siebie pasujecie, ale zgadzam się z tym, że jest za wcześnie. Oczywiście, jeśli miałbyś inne zdanie na ten temat, zaakceptowałabym to. Macie jeszcze czas, jesteście bardzo młodzi. Cieszę się, że tak do tego podchodzisz. Jesteś bardzo inteligentny i rozważny, wiesz? - poprawiła mi kosmyk włosów matczynym gestem pełnym miłości. -Trochę szalony i nierozgarnięty, ale rozsądny. Kocham cię, Harry i zawsze możesz liczyć na mnie i na tatę. A teraz przychyl się, chcę cię pocałować. - poleciła mi, na co roześmiałem się i wykonałem polecenie, by mogła mnie pocałować w czubek głowy.

-Dzięki, mamo. Ja ciebie też kocham.


***


-Czemu im zaproponowałaś, żeby u nas przenocowały? - spytałem szeptem wieczorem, gdy leżeliśmy już w łóżku.

-Harry, to twoja mama i siostra.

-No co ty? - odparłem sarkastycznie, a ona przewróciła oczami. -No i co z tego? Kocham je, ale nie muszą u nas nocować. Przynajmniej nie dzisiaj.

-O co chodzi, Harry? - zapytała po chwili, przekręcając się na bok i opierając głowę na łokciu. Obróciłem się przodem do niej.

-Chciałem spędzić z tobą trochę czasu. Nie mam nic przeciwko temu, żeby u nas spały, ale odkąd pokazałem ci ten dom, nie mieliśmy nawet chwili spokoju.

-Przecież teraz jesteśmy sami.

-Ale... - wskazałem palcem na ścianę. -One są w pokojach obok.

-Aaa... To o to chodzi. - zajarzyła, uśmiechając się wymownie.

-Pamiętasz, kiedy ostatni raz się kochaliśmy? - uniosłem brwi, ale nawet nie czekałem na odpowiedź. -Przed wypadkiem Louisa. Czyli dokładnie 42 dni temu.

-Oh, Boże. - teatralnie przyłożyła dłoń do ust zszokowana.

-No właśnie.

-Powinniśmy spłonąć na stosie za to, że przez 32 dni nie uprawialiśmy seksu.

-42. - poprawiłem ją.

-Panie i panowie! Zatrzymać świat, bo Harry Styles jest napalony i niezaspokojony!

-Ależ ty jesteś zabawna. - uśmiechnąłem się złośliwie, a ona nadal kontynuowała nabijanie się ze mnie.

-Żeby tylko media się o tym nie dowiedziały. Ale by była afera. Już widzę te nagłówki: "Harry Styles i jego dziewczyna nie kochali się ze sobą od 42 dni! Kryzys w związku czy to już koniec?" - złapała mnie za rękę i dramatycznie spojrzała w oczy. -A co, jeśli pomyślą, że nie kochamy się, bo nie możesz? "Harry nie daje rady w łóżku!" ,"Harry Styles, bożyszcz nastolatek i ich mam, nie może podołać wymaganiom swojej dziewczyny!" ,"Czy najgorętszy chłopak Wielkiej Brytanii nie chce już żyć w nieczystości, czy po prostu ma małego?". Wyobrażasz sobie, co by na to powiedziały Directioners? Ich całe wyobrażenie o wielkiej i potężnej Hazzacondzie ległoby w gruzach.

Spojrzałem na nią obrażony, a ona zaczęła się śmiać w poduszkę.

-Nabijasz się ze mnie. To wcale nie jest śmieszne.

-Jak to nie? Harry, robisz z tego ogromny dramat. Jesteś aż tak zdesperowany brakiem seksu, że za chwilę coś ci tam na dole eksploduje?

-Moja Hazzaconda ma się bardzo dobrze i nie ma zamiaru jeszcze wybuchnąć. - odpowiedziałem poważnie. -Uraziłaś moje ego.

-Oooh, kochanie. - przytuliła się do mnie, starając się nie śmiać. -Już jutro Anne i Gemma wyjeżdżają, więc następna noc będzie nasza, zgoda? Nie martw się, spędzimy tu jeszcze wiele niezapomnianych nocy. - pocałowała mnie słodko. Przewróciła cię na drugi bok i zgasiła lampkę nocną, a ja położyłem się na plecach.

-Żałuję, że nie zrobiłem w naszej sypialni ścian tłumiących dźwięk. - odezwałem się cicho i usłyszałem, jak dziewczyna zachichotała na moje słowa. -Jutro? - zapytałem z nadzieją.

-Jutro. Dobranoc, napaleńcu.


***


Koło południa do drzwi zadzwonił dzwonek. Otworzyłem i przywitałem się z Jeremym. Był lekko zmartwiony.

-Harry, nie wiesz, gdzie jest Gemma? Wróciłem dzisiaj z delegacji, a nie zastałem jej w naszym mieszkaniu, nie odbiera ode mnie telefonów. Wiesz, co się z nią dzieje?

-Ma rozładowany telefon. - wyjaśniłem spokojnie.

-Skąd wiesz?

-Chodź. - zaprowadziłem go do salonu, gdzie siedziała moja siostra. -To ja zostawię was samych. - oznajmiłem i poszedłem dołączyć do mamy i Dominiki gotujących w kuchni. Swobodnie gawędziliśmy, kiedy kilka minut później usłyszeliśmy jakiś łomot, a po chwili Gemma mnie zawołała. Pobiegliśmy wszyscy do nich i zastaliśmy Jeremy'ego leżącego na podłodze.

-Zemdlał, jak mu powiedziałam. - wyjaśniła zmartwiona dziewczyna. Dominika pomogła mi położyć go na kanapie, a mama przyniosła szklankę wody.

-Jeremy, obudź się. Jeremy. - klepałem go lekko po policzkach i oblałem go wodą. Ocknął się i usiadł powoli. -Jak się czujesz?

-Oszołomiony. - odparł cicho.

-Masz słabe nerwy, stary. - zaśmiałem się, klepiąc go po ramieniu. -Wszystko okay?

-Tak. Myślę, że tak. Po prostu... To duża niespodzianka, ale... - podrapał się po karku, uśmiechając coraz bardziej. -Whoa, to niesamowite.

-Czyli się nie gniewasz? - spytała z nadzieją Gemma.

-Gniewać? Jak mógłbym się gniewać, kochanie? - przytulił ją i uniósł do góry. -To wspaniała wiadomość, bardzo się cieszę.

Wymieniłem z Dominiką porozumiewawcze spojrzenia i po cichu wyszliśmy do kuchni. Po kilku minutach przyszła do nas mama, aby się pożegnać, po czym pojechała do domu. Niedługo potem Gemma i Jeremy podziękowali nam i także odjechali do swojego mieszkania.
Domi siedziała przy wysepce w kuchni i robiła coś na swoim laptopie. Podszedłem do niej i złożyłem kilka pocałunków na jej szyi.

-Harry. - upomniała mnie, uporczywie wgapiając się w ekran. Położyłem dłonie na jej talii i przygryzłem lekko płatek ucha. -Harry, przestań.

-Przecież jesteśmy sami.

-Wiem, ale później. - nawet na mnie nie spojrzała, tylko nadal coś czytała, więc zamknąłem jej laptop. Przewróciła oczami i popatrzyła na mnie karcąco. -Harry. Jestem zajęta.

-Wiem. Jesteś zajęta przeze mnie. - wyszczerzyłem się. -No chodź do sypialni.

-Nie mogę.

-No to w kuchni.

-Nie.

-Stół w jadalni? - uniosłem zawadiacko brew, a ona się zaśmiała.

-Harry, później. Teraz naprawdę nie mogę.

-Po prostu nie chcesz. Zobaczysz, pójdę do domu publicznego, tam mi nikt nie odmówi. - zagroziłem, udając obrażonego, a ona wybuchła śmiechem i popukała się w czoło.

-Ty?

-A czemu nie? Jeśli nie mogę uprawiać seksu z własną dziewczyną, to znajdę sobie panią, która cię zastąpi. - odparłem dumnie, a ona rozbawiona poprawiła mi kosmyk włosów.

-Harry, ty i burdel? Przecież ty przepraszałeś psa na ulicy, jak się o niego potknąłeś i omal cię samochód nie potrącił. Jadłeś na gali mandarynkę, którą znalazłeś w jakiejś windzie. Cały świat uważa cię za super słodkiego aniołka, kochanie.

-Mówię poważnie.

-Okay, okay. - uniosła ręce w geście poddania, po czym wzięła torebkę i pocałowała mnie lekko. -Jadę omówić umowę na ten film. Niedługo wrócę. W nocy nadrobimy zaległości. - puściła mi oczko. Wydałem z siebie jęk niezadowolenia, a ona, nadal się uśmiechając, poprawiła mojego koczka. Odwróciłem się do niej plecami, a po chwili poczułem na nich wodę.

-Ej!

-Ochłoń trochę. - zachichotała, odkładając pustą butelkę po wodzie i idąc do holu.

-Pójdę tam! - krzyknąłem, zanim zamknęła za sobą drzwi wejściowe.

-Tylko nie zapomnij zamknąć domu. - odparła radośnie i wyszła.
Przez godzinę błąkałem się po domu bez konkretnego celu i usłyszałem dzwonek do drzwi. Gdy otworzyłem, zobaczyłem uśmiechniętego niepewnie szatyna.

-Dzień dobry.

-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

-Nazywam się Jacob Kowalski. Czy mieszka tu może Dominika Król?

-A o co chodzi? - zmarszczyłem brwi.

-Byliśmy przyjaciółmi w młodości. Jej mama powiedziała mi, że tu się przeprowadziła. Dawno się nie widzieliśmy.

-Ah, rozumiem. Tak, mieszka tu. Nie ma jej teraz, ale lada chwila powinna wrócić. Zapraszam. - wpuściłem go do środka i zaprosiłem do salonu. Poszedłem do kuchni po sok i zadzwoniłem do Domi.

-Harry? Czemu dzwonisz?

-Przyszedł jakiś twój kolega. - mówiłem szeptem, upewniając się, że facet mnie nie słyszy. -Jacob... jakiś tam, nie pamiętam nazwiska. Mówi, że się przyjaźniliście i twoja mama dała mu ten adres. Wpuściłem go, bo wydaje się wiarygodny.

-Aaa... Jacob. Tak, przyjaźniliśmy się w dzieciństwie. Jest z tobą?

-Siedzi teraz w salonie.

-Niedługo będę. Oh, Harry, jeżeli będziesz chciał czymś go poczęstować, nie dawaj mu orzechów. Z tego, co pamiętam, jest na nie uczulony.

-Okay. Czekamy na ciebie, pa.

Wróciłem do gościa ze szklanką soku i zaczęliśmy gawędzić. Wydawał się naprawdę miłym facetem.

-Oh, przepraszam. Nawet się nie przedstawiłem. - podałem mu rękę. -Harry Styles.

-To naprawdę ty? To zaszczyt cię poznać.

-E, tam. - machnąłem ręką z uśmiechem. -Nie przesadzaj, nie jestem królową. Opowiedz mi lepiej, skąd się znacie z Dominiką.

-Moja mama pochodzi z Manchesteru. Zaraz po studiach przeniosła się do Polski. Tam poznała mojego ojca i zaprzyjaźniła się z mamą Dominiki. Często się spotykały, również wtedy, gdy my byliśmy mali. Po maturze wróciłem do Anglii i tu zostałem, a niedawno dowiedziałem się, że Dominika też tu teraz mieszka i pomyślałem, że ją odwiedzę. Niedługo muszę jechać, żeby przed wieczorem dojechać do domu. Nie lubię jeździć w nocy.

Sam nie wiedziałem, czy mam zwidy, czy on serio patrzył na mnie jakoś tak dziwnie. Czy on czegoś ode mnie oczekuje, czy co?

-Jeżeli masz długą drogę, mógłbyś ewentualnie u nas przenocować, jeśli Domi się zgodzi. - zaproponowałem nieśmiało po chwili niezręcznej ciszy i miałem szczerą nadzieję, że odmówi.

-Nie chciałbym robić wam kłopotu, ale skoro nalegasz, to z chęcią zostanę. - ucieszył się i od tej chwili coraz bardziej przestawałem go lubić.

Godzinę później już miałem go dosyć i pożałowałem decyzji o przenocowaniu go w naszym domu. Kiedy tylko przyjechała Dominika, zaczął się do niej szczerzyć, szpanować, popisywać i co tylko przyszło mu do głowy. Opowiadał denne żarty i przez kilka godzin gadał non-stop. Późnym wieczorem poszedłem położyć się spać, a oni nawet tego nie zauważyli. Musieli siedzieć długo w nocy,, bo wstali koło południa bardzo zmęczeni. I znowu przez kilka godzin gadał. Zauważyłem, że dziewczyna też powoli zaczynała mieć go dość. Nic dziwnego. Jestem bardzo spokojny, ale wywaliłbym go stąd już wczoraj. Zrobiłem na podwieczorek sałatkę i już miałem ją podać, kiedy coś przyszło mi do głowy. Czy Domi wspominała coś o tym, że ten facet ma uczulenie na orzechy? Tak więc z premedytacją do sałatki greckiej dodałem dwie garście orzechów i zaniosłem na stół.

-Bardzo dobra sałatka, Harry. - pochwalił mnie, a ja tylko uśmiechnąłem się pod nosem. -Co w niej jest?

-Nic specjalnego. Sałata, pomidory, ogórki, orzechy, ser feta...

-Orzechy? - jego widelec zatrzymał się w połowie drogi do ust. -Jestem na nie uczulony.

-Oh, naprawdę? Przepraszam, nie wiedziałem. - zrobiłem współczującą minę, ale w głębi duszy biłem sobie brawo.

-Powinienem już jechać. - momentalnie wstał od stołu i pożegnał się z nami. Był cały blady. -Miło było was spotkać. Dzięki za gościnę. Cześć.

-Ciebie też. Na razie. - odpowiedziałem mu, ale ten był już za drzwiami. Rozbawiony pokręciłem głową i poszedłem do kuchni, by posprzątać po jedzeniu. Podawałem Domi brudne naczynia, a ona je zmywała.

-Specjalnie dorzuciłeś mu orzechy, prawda? - spytała wesoło, ale nie oczekiwała ode mnie odpowiedzi. -Nie powinnam tego mówić, ale całe szczęście, że się go pozbyłeś. Już miałam go dosyć. Kiedyś był fajny, a teraz jest zupełnie nie do poznania.

-Co za dziwak. "Oh, jaka ładna kanapa. Skóra sztuczna czy prawdziwa? Ta lampa jest bardzo ładna, ale osobiście uważam, że nie pasuje do tego wnętrza". - przedrzeźniałem jego głos, na co Domi wybuchła śmiechem.

-A wtedy twoja mina była bezcenna, Harry. Po raz pierwszy widziałam, jak planujesz na kimś zabójstwo.

-Bo już po godzinie pożałowałem tego, że zaproponowałem mu nocleg. Nasz dom to nie hotel i muszę to sobie zapamiętać.

-Ciekawe, czy spuchnie po tych orzechach. - zachichotała po chwili ciszy.

-Mam nadzieję, że nie zmieści się w drzwiach.


Wieczorem oglądaliśmy jakiś film w TV.

-Harry? - zagadnęła nieśmiało Domi. -W tą noc chyba będziemy sami w domu.

-To dobrze. - odparłem, nie odrywając wzroku od telewizora. Wiedziałem, do czego dąży, ale niech się trochę postara.

-To już 43 dni. - mruknęła, bawiąc się moimi lokami.

-Do twoich urodzin zostało więcej niż 43 dni. - zmarszczyłem czoło, udając, że nie wiem o czym mówi.

-Harry, nie bądź taki. Wiesz, o co chodzi. - szepnęła zawadiacko. -Sam mówiłeś, że dawno się nie kochaliśmy.

-Ludzie potrafią bez tego żyć. Na tym świat się nie kończy. - odparłem, powracając wzrokiem na telewizor.

Westchnęła i wstała z kanapy, po czym okrakiem usiadła mi na udach. Zdjęła gumkę z nadgarstka i spięła moje włosy w koczek, a potem zaczęła delikatnie całować moją szyję. Ruszyło mnie to, ale nie dałem nic po sobie poznać. Wyprostowała się i zdjęła swoją koszulkę. Lekko wychyliłem się na bok, by lepiej widzieć telewizor, a przy tym zrobić jej na złość. Wzięła moją twarz w dłonie i obróciła ją w swoją stronę.

-Zasłaniasz mi. - oznajmiłem, a ona z cwanym uśmieszkiem przesunęła rękę na moje krocze. Strąciłem jej dłoń i powróciłem wzrokiem na telewizor. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy dziewczyna przewróciła oczami i wyłączyła go pilotem.

-Ej! Ja oglądałem ten film!

-Już nie będziesz go oglądał. - mocno mnie pocałowała, co lekko zbiło mnie z tropu.

-Ale ja chcę wiedzieć, jak to się skończy! - zaprotestowałem, chociaż wiele kosztowało mnie to, żeby się na nią nie rzucić i dalej udawać niechętnego.

-Ja ci zaraz pokażę, jak to się skończy. - uśmiechnęła się uwodzicielsko i rozpięła mój rozporek, po czym ściągnęła ze mnie koszulkę.

-Boję się, że Hazzaconda nie jest w formie. - zrobiłem smutną minę i teatralnie położyłem dłoń na czole, zmieniając głos na wyższy.  -I chyba mam migrenę.

-Hazz, nie bądź taki. Wiesz, czemu nie mogliśmy przez te dwie noce. Mieliśmy gości. A dzisiaj jesteśmy sami.

Wydąłem usta i nadal udawałem niedostępnego.

-Harry. Harry, kochanie, no daj spokój. Wiem, że udajesz. - potarła nosem moją szyję, a ja wtedy złapałem ją w pasie i podniosłem z kanapy, idąc w stronę sypialni. Położyłem ją na łóżku i zawisłem nad nią po gorącym pocałunku.

-Dzisiaj masz krzyczeć tak głośno, żeby ten cały Jacob usłyszał w Manchesterze, że kochasz się z Harry'm Boskim Stylesem.












Taa daaam! I jak? Wybaczcie, ale dzisiaj będzie długa notka. Sielanka nareszcie. Stęskniliście się za nią, no nie? Po tych wszystkich dramach i ciągłym płaczu nareszcie odrobina spokoju i weselszy rozdział :) No i wyjątkowo nawaliłam gifów z Herim :D A co tam, dawno nie było tej ślicznotki, to dzisiaj jest. Obiecuję wam, że nie będzie więcej rozdziałów w szpitalu, to raz. Dwa, teraz trochę chillout'u, nie będzie już wielkich dram (tylko jedna mała, ale to za jakiś czas :D). A trzecia i chyba najważniejsza sprawa, to taka, że chyba już mogę wam powiedzieć, iż powoli zbliżamy się ku końcowi całego opowiadania. Najważniejsze wątki i założenia, jakie miałam na niego, zrealizowałam, chociaż trwało do długo, jak wiecie. Ale zrealizowałam :) Teraz trzeba tylko ładnie zakończyć ich historię i THE END. Podejrzewam, że jeszcze około 4-5 rozdziałów + epilog i rozstaniemy się z naszymi bohaterami :( Ale teraz nie smutajmy, bo na to jeszcze przyjdzie pora, na razie się radujmy, gdyż kolejny rozdział też będzie lajtowy, bez większej spiny. I wedle życzenia jednej osoby, pojawi się Bad Niall :D Mam nadzieję, że was to zachęciło :)

Mrs. Carrot

2 komentarze:

  1. To, co chciałabym napisać w komentarzu na pewno się nie zmieści :D
    Mój ulubiony rozdział jak dotąd, oprócz takiego jednego (coś w podobie tego) i doskonale o tym wiesz.
    Rewelacyjny>>>>>>>>
    Wszystko opowiem ci dokładnie jak się spotkamy, bo nawet by tak wypadało haha XD
    Idealny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Patrysiu coraz bardziej mnie zaskakujesz. Rozdział wyszedł świetnie, był miejscami przezabawny, wgl cały związek Domi i Harrego jest zabawny. Powaliły mnie na kolana rzekome artykuły na temat Hazzacondy. hahahah, z koli super określenie :D
    Poprawiłaś mi tym rozdziałem humor i przynajmniej na chwilę mogłam się oderwać od wszystkiego co mnie gnębi. No jak dla mnie jesteś mistrzem pisania i mam nadzieję, że kiedyś ukarzę się twoja książka. Pewnego dnia, będę się przechadzała po mieście i zajrzę do EMPIKA i zobaczę twoje nazwisko - jestem tego pewna! Przesyłam mnóstwo weny na ostatnie rozdziały i mocno całuję :*

    OdpowiedzUsuń